Z pewnej wczesnej polskiej powieści możemy się dowiedzieć, jaką rolę w książkach pełnią tak popularne przedmowy.
Wojciech Zdarzyński. Karta tytułowa powieści PRZEDMOWA
Imię Autora daje mi Prawo, abym nudził Czytelnika jak mi się podoba; dlatego zaczynam od Przedmowy, bo ta, jak pospolicie bywa, nie mając żadnego związku z Pismem, które poprzedza, może być tym nudniejszą, im dłużej się z nią rozciągnę.
Prawda, iż przedtym inny był zamiar piszących Książki, ale ponieważ się odmienił Czytelnik, nic dziwnego, iż i Autorowie inaczej myśleć zaczęli.
Niż nastał zwyczaj, aby uchodzić za Człeka mającego powszechną Naukę, może mniej czytano, ale gruntowniej. Każdy pomału właśnie jak po stopniach nabywał Wiadomości. Teraz Młodzież znalazła krótszą jakąś drogę, dlatego też na miejsce dobrych Autorów nastali Autorowie: Słowników, Zbiorów i Formularzów.
Oświecenie Wieku, którym się szczycimy jest przyczyną, iż nic nas tak nie obchodzi, jak hańba wyznać nieumiejętność milczeniem. Dlatego każdy śmiało rozprawia o tym, czego nawet nie umie. A wielomówstwo będąc dawniej przywarą, teraz, jak nastały nudne posiedzenia, uchodzi czasem za przymiot Człowieka rozumnego.
Słysząc, jak każdy decyduje o wszystkim, powinszować by trzeba Rodzajowi Ludzkiemu, iż nie ma już nic, coby było przed nim ukryte. Filozofowie dzisiejsi znają wszystkie skrytości natury. Matematycy liczą proszki, które składają Ziemię. Astronomowie mierzą na cale wielkość Płanet i ich odległość. Politycy przewidują na kilka Wieków przyszłe odmiany w Krajach. Historycy z łatwością czytają zatarte charaktery Starożytności. Doktorowie umieją leczyć wszystkie choroby. A nie ma nikogo, aby wyznał z Sokratesem, że nic nie umie.
Lubiemy się pochwalić, i to jest wadą powszechną wszystkich Osób i każdego Wieku, z tą tylko różnicą, iż dawniej każdy sam się chwalił, my zaś przez skromność znaleźliśmy inny sposób, zaczynając chwałę przymiotów naszych od Krytyki cudzych niedoskonałości.
Przedtym Autor jeżeli wypracował Dzieło, mógł być pewny, że je każdy pochwali. Wieku naszego Czytelnik, wprzód już oświecony niż nabył światła czytaniem, tym tylko końcem bierze Książkę, aby ganiąc to, co insi chwalą, dał poznać każdemu, że ma wzrok tak delikatny, iż w słońcu nawet plam dostrzegać potrafi. Winszuję mu, iż ma pole popisania się z rozumem, ale to przydam na pociechę piszących, iż póki się nie powiększy liczba rozsądnych, a nie zmniejszy mędrków, póty ludzie dziwić się będą sobie lub ganić bez przyczyny.
Jeżeli jednak każdy chce się dowiedzieć, co o nim sądzą rozumni, może zbierać głosy. Ale jak w rządzie Politycznym wielość, tak tu mniejsza liczba decydować powinna.
Niepewność, jakim sercem przyjmie każdy Czytelnik pracę piszącego, dała może początek przedmowom, których przedtym nie znano. Stąd zrzódło niewyczerpanych Materyi, częścią pochwał własnych, częścią skromnego wyznania, częścią ostrzeżenia i rady, częścią na koniec samego zwyczaju, aby Książka nie była bez Przedmowy.
Każdy Autor przywiązany do płodu rozumu swego chwali go, jak Ojciec Dziecię z dowcipu, wprzód jeszcze niż gadać zaczyna. To prawda, iż mnie samego nikt by nie namówił, abym ganił w Przedmowie to, com napisał w Książce. Owszem kontent będąc z siebie, żem się zdobył na nowy produkt rozumu, nie uwierzyłbym nawet, gdyby mi powiadano, że bez mojej Książki obszedł by się Czytelnik.
A jeżeli przez skromność nie każę sobie dziękować za to, żem jest Autorem, pochwalić się jednak mogę, iż mimo Prawa, które mam, abym nudził Czytelnika, starałem się ilem mógł, abym go zabawił. Być to może, iż zwyczajem Współkolegów moich mniejszych Autorów nie dotrzymam tej obietnicy. Ale Czytelnik nauczy się z częstszego doświadczenia, iż tyle ma ufać Przedmowom, ile Teatralnym Affiszom, które obiecują Publiczności, że się dobrze zabawi, a częstokroć cała uciecha kończy się na tym, iż się naziewa za swoje pieniądze.
Michał Dymitr Krajewski, Wojciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisujący, Warszawa 1785