wtorek, 16 września 2025

Pierwsze wydanie Iliady

W dreszczowcu psychologicznym „Chłopak z sąsiedztwa” (The Boy Next Door, 2015) do nauczycielki literatury przychodzi młody człowiek, 19-latek, który niedawno wprowadził się do domu obok, i wręcza jej w prezencie książkę. Na okładce, w złocie i zieleni, widnieje tytuł: „Iliad”. Kobieta otwiera książkę, spogląda na pierwsze strony i mówi: „O mój Boże! To pierwsze wydanie?”. Spogląda na niego niedowierzająco. „Nie mogę jej przyjąć, musiała kosztować fortunę”. Na co on: „Kupiłem za dolca na wyprzedaży garażowej”.

Scena z filmu The Boy Next Door (2015)
Scena z filmu The Boy Next Door (2015)

Ludzie dzielą się na trzy grupy:

Pierwsi nie zwrócą uwagi na ten szczegół. Ot, chłopak próbuje się jej przypochlebić, przyniósł jakąś cenną książkę.

Drudzy uśmieją się serdecznie z wpadki scenarzysty, wiedząc, że „Iliadę” i „Odyseję” stworzył Homer, który według tradycji był niewidomym wędrownym śpiewakiem, jego poematy, recytowane ustnie, spisano długo po jego śmierci, a druk pojawił się w Europie ponad 2000 lat później.

Trzeci interesują się książkami i rozumieją kontekst. Pierwsze wydanie („the first edition”) oznacza pierwszą drukowaną wersję utworu. Domyślnie chodzi zatem o jakąś pierwszą edycję tego poematu. Pierwodruk „Iliady”, „Odysei” i innych dzieł przypisywanych Homerowi ukazał się 30 lat po Biblii Gutenberga, w roku 1488 we Florencji, opracowany przez bizantyjskiego uczonego, który zamieszkał w Italii. Nosił zbiorczy tytuł „Ἡ τοῦ Ὁμήρου ποίησις ἅπασα”, tzn. Homera poezje wszystkie. W ciągu następnego stulecia w różnych oficynach drukarskich ukazało się około 250 wydań eposów Homera, łącznie z tłumaczeniami. Książka podarowana filmowej nauczycielce nosi tytuł angielski, jest więc pierwszym wydaniem któregoś z tłumaczeń na język angielski. Pierwsze takie tłumaczenie, niekompletne, autorstwa Arthura Halla, ukazało się w roku 1581. Jednak okładka książki pokazanej na filmie wskazuje na czasy dużo późniejsze, mniej więcej XVIII-XIX wiek.

Do tego „pierwszego wydania »Iliady«” pasowałaby zapewne jedna pozycja: bardzo znany i ceniony przekład poetycki sporządzony przez Alexandra Pope’a. Pope nie znał greki, ale jak inni wykształceni ludzie jego czasów znał łacinę. Korzystał z dwujęzycznego, grecko-łacińskiego wydania Homera, w którym łaciński tekst stanowił przekład dosłowny, słowo w słowo. Porównywał go z wcześniejszymi tłumaczeniami na angielski i posiłkował się bogatą literaturą z komentarzami do poematów Homera. W roku 1713 Pope podpisał z Bernardem Lintotem umowę na wydanie drukiem poetyckiego tłumaczenia „Iliady” z komentarzami. Umowę nietypową, przełomową. Dzieło miało się ukazać w sześciu tomach w formacie quarto, publikowanych co roku. Nigdy dotąd nie wydawano klasyki w ten sposób, jednak dzięki temu pomysłowi wydawca inwestował znacznie mniejszy kapitał: sprzedaż pierwszego tomu zapewniała fundusze na następny i tak dalej, aż do szóstego. Nietypowy był także format, typowy dla większości dzisiejszych książek: wcześniej klasykę wydawano w dwukrotnie większym formacie folio. Ponadto oprócz zapłaty za samą pracę Pope zastrzegł sobie, że otrzyma za darmo po 750 egzemplarzy każdego tomu dla własnych subskrybentów, na wybranym przez siebie papierze, wybraną czcionką, a wydawca przez miesiąc wstrzyma się od dystrybucji własnych egzemplarzy. „Iliada” w tłumaczeniu Pope’a ukazywała się w latach 1715-20. Przyniosła poecie około 5000 funtów szterlingów dochodu, co wystarczyło mu na wybudowanie sobie dwupiętrowej willi za miastem, urządzenie przy niej ogrodu i utrzymanie przez resztę życia.

Jeden tom „Iliady” Pope’a kosztował subskrybentów gwineę (nieco ponad funta). Obecnie komplet sześciu tomów pierwszego wydania w zależności od stanu wycenia się na ok. 5000 do 10000 funtów.

W filmie pokazano eleganckie jednotomowe wydanie amerykańskie tłumaczenia Pope’a, które ukazało się w roku 1884 w Chicago, z  ilustracjami Johna Flaxmana oraz komentarzem Theodore’a Alois Buckleya. Pierwsza edycja „Iliady” z tymi ilustracjami i tym komentarzem wyszła drukiem 30 lat wcześniej. Egzemplarz pokazany na filmie wart jest około 150 dolarów.

piątek, 15 sierpnia 2025

Nieobecności w pracy

Współcześnie w miejscach pracy, gdzie zatrudnionych jest sporo osób, prowadzi się listy obecności. Większość pozycji na takich listach to dni obecności, czyli przepracowane, oraz dni świąteczne, wolne od pracy dla wszystkich. Rzadko zdarzają się wpisy dokumentujące nieobecność pracownika i jej przyczynę, bo nieobecności są dużo rzadsze. Nic dziwnego, że w starożytnym Egipcie prowadzono po prostu listy nieobecności.

W osiedlu w Deir el-Medina, gdzie mieszkali rzemieślnicy, budowniczowie i artyści pracujący nad wykonywaniem i upiększaniem grobowców w Dolinie Królów, znaleziono wapienną tabliczkę, datowaną na 40 rok panowania Ramzesa Wielkiego (ok. 1240 p.n.e.). Po obu stronach widnieje na niej ogółem 45 linijek zapisanych pismem hieratycznym, uproszczoną, codzienną wersją hieroglifów. Okazała się tabelaryczną listą nieobecności czterdziestu pracowników.

Zestawienie powstało zapewne jako podsumowanie podręcznych notatek obejmujących krótsze okresy, gdyż zapisy pogrupowano według pracowników, a całość obejmuje około 280 dni. Rozpoczyna się od Penduauu, który był nieobecny 14 dnia pierwszego miesiąca wiosny (Egipcjanie dzielili rok na trzy pory roku po cztery miesiące każda) z powodu „picia z [bogiem] Chonsu”, czyli ofiary. Nie miał innych nieobecności. Następny pracownik to Hornefer, dla którego pod datami 13, 14, 15, 16, 17 i 23 dnia drugiego miesiąca zimy jako przyczynę nieobecności podano „ze swoim przełożonym”, czyli pracę prywatną dla przełożonego. Nie było to zabronione, dopóki przełożony rażąco nie nadużywał takiej praktyki. Dziesiątego dnia drugiego miesiąca lata Hornefer nie pojawił się w pracy, bo był chory.

Przy kolejnym pracowniku, Sawadżycie, pojawia się coś ciekawego. Podobnie jak inni bywał nieobecny, pracując dla przełożonego, ale dla 16 dnia czwartego miesiąca wiosny jako przyczynę podano: „jego córka krwawiła”. Tę samą przyczynę nieobecności w pracy odnotowano w przypadku Wadżmose (23 dnia 4 miesiąca zimy), Rahotepa (25 dnia 4 miesiąca zimy) i Neferabu (15 dzień 4 miesiąca wiosny). Tenże Neferabu 26 dnia 4 miesiąca lata nie stawił się w pracy z powodu krwawienia swojej żony, podobnie jak Nachtmin (27 dnia 3 miesiąca zimy) oraz Inhurchawy (17 dnia 3 miesiąca wiosny). Wolne z powodu krwawienia żony miał też Seba (25 dnia 1 miesiąca lata), który wiosną nie przyszedł do pracy z powodu ukąszenia przez skorpiona (17 dnia 4 miesiąca wiosny) i zapewne z tego powodu miał później kłopoty ze zdrowiem (chory od 25 do 27 dnia 1 miesiąca lata oraz od 2 do 7 dnia 2 miesiąca lata).

Najczęstszą przyczyną nieobecności była, podobnie jak dziś, choroba, wskazana w zestawieniu ponad sto razy. Zdarzała się również opieka nad chorą osobą z rodziny, np. Pennub miał chorą matkę i dlatego nie było go w pracy 24 i 25 dnia 4 miesiąca zimy. Oczywistą usprawiedliwioną przyczyną nieobecności była śmierć krewnych i związana z tym potrzeba zabalsamowania ich ciała: Hehnechu, Wennefer, Amenemwia tego roku stracili matki, Rahotep pochował syna.

Zdarzyły się cztery przypadki nieobecności bez podania przyczyny (czyli nieusprawiedliwione), niektórzy byli nieobecni, bo stawiali dom, jak Wadżmose w czwartym miesiącu lata, ale najdziwniejszą chyba dla nas współcześnie przyczyną nieobecności w pracy było… warzenia piwa. Odnotowano je aż w 17 przypadkach.

W starożytnym Egipcie niskoalkoholowe, mętne piwo, warzone w warunkach domowych, ze sfermentowanych ziaren pszenicy i jęczmienia, bez chmielu, miało inne znaczenie niż obecnie. Obok chleba, robionego z tych samych surowców, stanowiło podstawę wyżywienia i wynalezione zostało podobno przez samego boga Ozyrysa; było używane w rytuałach religijnych, ofiarach dla bogów i świętach. Tego akurat powodu chyba najbardziej przychylny pracownikom współczesny pracodawca nie uznałby za usprawiedliwiający nieobecność.

Ostrakon EA 5634, Egipt, ok. 1240 p.n.e.
Ostrakon EA 5634, Egipt, ok. 1240 p.n.e.;
fot. (c) Trustees of the British Museum

sobota, 2 sierpnia 2025

Agni Parthene, czyli greka nie tak znowu obca

Pod koniec XIX wieku grecki mnich Nektariusz z Eginy, uznany w 1961 za świętego, napisał jeden z najbardziej popularnych hymnów maryjnych w prawosławiu, „Agni Parthene”. Hymn ma postać litanii: po każdym wersie inwokacyjnym, wymieniającym cnoty i tytuły, następuje wers refrenu.

Co ciekawe, co najmniej sam początek hymnu daje się jako tako zrozumieć, nawet jeśli ktoś nigdy nie uczył się języka greckiego. Pierwsze jego słowa brzmią (kreski nad samogłoskami oznaczają akcent w wyrazie):

Agní Parthéne Déspina, Áchrante Theotóke
Αγνή Παρθένε Δέσποινα, Άχραντε Θεοτόκε

„Agni” może nie budzić skojarzeń… chyba że ktoś ma na imię Agnieszka. W dawnej grece zapisywano ten przymiotnik ἁγνή, z przydechem, wymawiane hagnḗ, co oznacza: czysta.

„Parthene” to wołacz od rzeczownika parthenos, znanego jako jeden z epitetów bogini Ateny, zachowany w nazwie świątyni na ateńskim Akropolu: Partenon, czyli świątynia Ateny-Dziewicy; do polszczyzny wyraz ten wszedł również w terminie partenogeneza, czyli dzieworództwo.

„Despina”, zapisywane δέσποινα i wymawiane dawniej despoina, jako epitet maryjny używane od czasów bizantyjskich, było w  starożytności epitetem nienazywanej imieniem córki Posejdona i Demeter, a także tytułem innych bogiń: Persefony, Demeter, Hekate, Afrodyty. Oznacza po prostu: pani. To żeńska forma rzeczownika despótēs, czyli po polsku despota. Pierwotnie w grece wyraz despota nie miał żadnych negatywnych konotacji i oznaczał pana domu, a także kogoś panującego nad innymi, podobnie jak jego łaciński odpowiednik dominus. W cesarstwie wschodniorzymskim był tytułem następców tronu.

Pierwsze wyrazy hymnu Nektariusza oznaczają więc: „Czysta Dziewico, Pani”.

„Achrante” niestety nijak nie weszło do polszczyzny; to rodzaj żeński przymiotnika oznaczającego: nieskazitelny, nieskalany.

„Theotoke” to wołacz od maryjnego tytułu Theotokos, czyli dosłownie: Boga-rodzicielka, Bogurodzica.

Następnie mamy refren:

Χαίρε Νύμφη Ανύμφευτε
Chére Nímfi Anímfefte

„Chere” to obecna wymowa słowa χαίρε (chaire). W starożytnej grece było to zwykłe słowo przywitania, pozdrowienia. To samo, którym w greckim tekście ewangelii według Łukasza anioł zwraca się do Marii, zwiastując jej dobrą nowinę: „Χαίρε, κεχαριτωμενη”. Tradycyjnie tłumaczone na polski jako „Zdrowaś" (=bądź pozdrowiona), chociaż znaczy tyle co „ciesz się", „raduj się" i w kontekście sceny w ewangelii dosłowne znaczenie greckie pasuje znacznie lepiej niż polskie.

„Nimfi” bardziej rozpoznawalne jest w pisowni i dawnej wymowie: νύμφη (nimfē). Owszem, tak jak się kojarzy, oznacza to… nimfę. Nimfy, starożytne greckie boginki natury, wyobrażano pod postacią młodych, pięknych dziewcząt. Oznaczało także taką młodą kobietę, pannę na wydaniu lub świeżo po ślubie. W greckiej terminologii kościelnej słowo to oznacza pannę młodą, podniośle: oblubienicę.

„Animfefte” pochodzi od nimfe, ze znanym nam skądinąd przedrostkiem negującym -a, i oznacza: niezamężna, niepoślubiona.

Pierwsze dwie linijki tłumaczą się więc dosłownie jako:

Czysta Dziewico, Pani, niepokalana Bogurodzico,
Bądź pozdrowiona, Oblubienico niezaślubiona.