poniedziałek, 31 października 2011

Miasto, którego nie ma

Prorok Ezdrasz zapowiadał zdobycie Tyru przez króla babilońskiego Nabuchodonozora i całkowite zniszczenie miasta, które przestanie istnieć i nigdy już nie będzie zamieszkane:

Roku jedenastego, pierwszego dnia miesiąca, Pan skierował do mnie te słowa:
"[…] dlatego tak mówi Pan Bóg: Oto Ja jestem przeciwko tobie, Tyrze! […] Bo tak mówi Pan Bóg: Oto Ja sprowadzam z północy na Tyr Nabuchodonozora, króla Babilonu, króla królów, z końmi, rydwanami, jeźdźcami, wojskiem i licznym ludem. […] Kopytami swych koni stratuje wszystkie twe ulice, lud twój mieczem pobije […] poburzone twoje mury, a wspaniałe twe domy porozwalane. […] Nie odbudują cię więcej, bo Ja, Pan, powiedziałem" – wyrocznia Pana Boga.
Albowiem tak mówi Pan Bóg: Gdy cię uczynię miastem opustoszałym […] tak byś więcej nie było zamieszkane i więcej nie powstało w krainie żyjących. Uczynię z ciebie przedmiot grozy, przestaniesz istnieć. Będą cię szukać i nigdy cię nie znajdą" – wyrocznia Pana Boga.
Ez 26:1-21 (BT)

Pomimo wieloletnich wysiłków, Nabuchodonozorowi nie udało się zdobyć Tyru, nie mówiąc już o jego całkowitym unicestwieniu. Trwające trzynaście lat oblężenie skończyło się kompromisowym pokojem, w którym król odstępował od miasta w zamiast za formalne uznanie jego władzy. Tyr nadal istnieje, nie jest miejscem opustoszałym i całkiem łatwo go znaleźć – to jedno z czterech największych miast Libanu. Proroctwo o unicestwieniu Tyru nie spełniło się.

Nadmorskie kurorty Tyru
Tyr – miasto, które nie istnieje.
Foto: Steven Damron, 2010.

Apologeci nieomylności Biblii bronią tego proroctwa metodą spotykaną również w innych przypadkach. Wyrywają fragmenty z kontekstu. Tną tekst na kawałeczki i traktują każdy z nich jako osobne proroctwo. Charakterystyczne, że każdy z apologetów odwołuje się przy tym do zakończonego powodzeniem oblężenia Tyru przez… Aleksandra Macedońskiego.

Dwieście pięćdziesiąt lat po Nabuchodonozorze z problemem zdobycia Tyru zmierzył się Aleksander Macedoński. Zadanie nie było proste: miasto założone na wyspie odległej o blisko kilometr od lądu, w całości otoczonej wysokimi murami sięgającymi do samego morza. Dwie dobrze osłonięte zatoki tworzące naturalne porty i silna flota Tyryjczyków, ludu żeglarzy. Aleksander rozkazał swojemu wojsku usypanie szerokiej na 60 metrów grobli prowadzącej od lądu do wyspy. Wielkie prace inżynieryjne – ukończona po kilku miesiącach pracy grobla, na której stanęły wieże oblężnicze, tarany na tratwach, machiny ustawiane na pokładach zamontowanych pomiędzy połączonymi okrętami – oraz wsparcie flot z innych miast fenickich oraz z Cypru przyniosły zwycięstwo. Ale chociaż po siedmiu miesiącach oblężenia Aleksander wreszcie zdobył Tyr, a mieszkańców sprzedał w niewolę, nie unicestwił miasta. Mimo klęski, podniosło się i utrzymywało duże znaczenie handlowe i produkcyjne.

Rzecznicy "niewiarygodnie szczegółowo wypełnionego" proroctwa o Tyrze posiłkują się rozróżnieniem na "Stary Tyr", miasto położone na lądzie stałym, które rzekomo miało zostać zdobyte i zburzone przez Nabuchodonozora, oraz "Nowy Tyr", miasto na wyspie, które zostało zdobyte i zniszczone przez Aleksandra, co "dopełniło proroctwa". Czasem formalne "dopełnienie" przesuwają na późniejsze czasy, choć sugerują, że wobec upadku miasta po zwycięstwie Aleksandra nie miało to już wielkiego znaczenia:

Grobla Aleksandra przetrwała do naszych czasów. Powiększona o naniesiony przez morze piasek, dziś ma ponad 400 m. Tyr przestał być wyspą i podupadł. Jego resztki zniszczyli Arabowie w 1291 roku, wypełniając ostatnią część proroctwa Ezdrasza.
Sekrety Biblii, s.82

Widok satelitarny na zabudowę współczesnego Tyru

Typowy przykład argumentacji za spełnieniem proroctwa wygląda następująco:

Nabukadnezar zniszczył Tyr położony na wybrzeżu (Ez.26:8). Wiele narodów pod wodzą Aleksandra Wielkiego zwróciło się przeciw Tyrowi na wyspie (Ez.26:3). Kamienie, drzewa, gruz, nawet proch miasta wrzucono w morze (Ez.26:12). Na skale, gdzie stał dawny Tyr, pozostały tylko ruiny (Ez.26:4). Rybacy czyszczą i suszą tam swe sieci (Ez.26:5). Stary Tyr pozostał nieodbudowany (Ez.26:14), choć kilkakrotnie próbowano to uczynić – za każdym razem na przeszkodzie stawało trzęsienie ziemi czy silny sztorm. W ten sposób wypełniło się przynajmniej osiem szczegółowych proroctw wypowiedzianych w czasie, gdy Tyr należał do najpotężniejszych miast świata.
Sekrety Biblii, s.82-83

Nawet czytelnik, który nie skonfrontuje tych twierdzeń z tekstem proroctwa Ezdrasza, powinien nabrać podejrzeń. Ponoć najpierw część proroctwa spełnił Nabuchodonozor, zaś potem – Aleksander, ale numer wersetu z drugą częścią proroctwa, Ez 26,3, wskazuje na to, że w oryginale występuje on przed wersetem z pierwszą częścią, Ez 23,8. Podobnie kolejne rzekomo spełnione zapowiedzi są "dopasowaniami" do fragmentów powyrywanych z kontekstu i ułożonych w kolejności wygodnej dla autora. Zaś twierdzenia, że "na skale, gdzie stał dawny Tyr" – to jest na skalistej wyspie – "pozostały tylko ruiny, a rybacy czyszczą i suszą tam swe sieci", jak też jakoby "Stary Tyr pozostał nieodbudowany, choć kilkakrotnie próbowano to uczynić" są tak jawnie fałszywe, że nie sposób dociec, skąd autor wpadł na podobnie absurdalny pomysł. Oba te twierdzenia łącznie oznaczają bowiem, że ani "Stary", ani "Nowy" Tyr nigdy nie zostały odbudowane ani zasiedlone od czasów odpowiednio Nabuchodonozora i Aleksandra.

Tyr - hipodrom
Główna atrakcja dla zwiedzających Tyr – ogromny hipodrom z II wieku naszej ery. Najlepiej zachowany na świecie rzymski obiekt przeznaczony do wyścigów kwadryg. Mieścił około 20,000 widzów. Foto: gordontour, 2003.

Wystarczy sięgnąć do tekstu księgi Ezdrasza, żeby przekonać się, że Aleksander Macedoński nie ma kompletnie nic do rzeczy. Całe proroctwo traktuje o jednym: Nabuchodonozor miał zdobyć Tyr oraz całkowicie i ostatecznie unicestwić miasto. Według proroctwa w czasach Aleksandra Tyr powinien już nie istnieć, nie powinno być po nim nawet śladu, a rozróżnienie na "Stary Tyr" i "Nowy Tyr" u Ezdrasza w ogóle nie występuje.

Nabuchodonozorowi nie udało się nawet zdobyć Tyru, nie mówiąc o jego unicestwieniu. Co ciekawe – potwierdza to sam Ezdrasz w późniejszym proroctwie, zamieszczonym zaledwie dwa rozdziały dalej, kiedy zapowiada, że w zamian za bezowocne wysiłki przy próbie zdobycia Tyru, Nabuchodonozor i jego armia zdobędą łupy w Egipcie (Ez 29,17-19).


Alfred Palla, Sekrety Biblii, wyd. Betezda 2002.

niedziela, 2 października 2011

Miliardy imion Boga

W opowiadaniu Dziewięć miliardów imion Boga (The Nine Billion Names of God) Arthur C. Clarke opisuje tybetański klasztor, którego mnisi od trzystu lat zajmują się spisywaniem wszystkich możliwych imion Boga. Najwyższy lama objaśnia inżynierowi szczegóły w następujący sposób:

– Wasz komputer Mark V może przeprowadzić wszystkie rutynowe obliczenia matematyczne do dziesięciu cyfr. Ponieważ jednak my w naszej pracy posługujemy się literami, a nie cyframi, pragniemy, byście zmodyfikowali obwody wyjściowe. Maszyna będzie drukować słowa, nie kolumny cyfr.
[…]
– To naprawdę zupełnie proste. Spisujemy listę wszystkich możliwych imion Boga.
– Słucham?
– Mamy powody wierzyć – ciągnął niewzruszenie lama – że wszystkie te imiona można zapisać za pomocą nie więcej niż dziewięciu liter opracowanego przez nas alfabetu.
[…]
– Jeśli pan chce, może pan to nazwać rytuałem, ale to fundamentalna część naszych wierzeń. Wszystkie liczne imiona Najwyższej Istoty – Bóg, Jehowa, Allah i tak dalej – to jedynie stworzone przez człowieka etykiety. Istnieje problem filozoficzny o pewnym stopniu trudności, którego proponuję tu nie rozważać, lecz gdzieś pomiędzy wszystkimi możliwymi kombinacjami liter istnieje to, co niektórzy mogą nazwać prawdziwymi imionami Boga. Staramy się więc je wszystkie spisać drogą systematycznej permutacji liter.
– Rozumiem. Zaczynacie od AAAAAAAAA… by dojść do ZZZZZZZZZ…
– Właśnie. Chociaż używamy własnego, specjalnego alfabetu. Zmodyfikowanie automatycznych maszyn do pisania, by mogły sobie z nim poradzić, jest oczywiście trywialnie proste. Znacznie bardziej interesującym problemem jest opracowanie stosownych obwodów, które wyeliminują absurdalne kombinacje. Na przykład żadna litera nie powinna występować częściej niż trzy razy z rzędu.

Tak więc zadane są następujące warunki dla ciągów liter, jakie należy wydrukować:

  1. Kombinacje nie mogą być dłuższe niż dziewięć liter.
  2. Żadna litera nie może wystąpić więcej niż trzy razy z rzędu.
  3. Używa się specjalnego alfabetu (w opowiadaniu nie podano, ile istnieje w nim liter).

W dalszej części opowiadania dowiadujemy się dodatkowego szczegółu:

kiedy spiszą wszystkie Jego imiona – a sądzą, że jest ich około dziewięciu miliardów

Pytanie brzmi:

Z ilu znaków składał się alfabet zastosowany przez mnichów?

Zacznijmy od pierwszego warunku – ile jest wszystkich możliwych ciągów liter o długości dziewięć lub mniej? Załóżmy, że alfabet składa się z N=10 liter. Każda pojedyncza litera może utworzyć jednoliterowy wyraz, więc jest ich zaledwie:
V1(10) = 10
Wyrazy 2-literowe tworzymy przez doklejanie na końcu każdego 1-literowego wyrazu kolejno każdej z 10 liter alfabetu. W takim razie jest ich:
V2(10) = 10∙10 = 102 = 100
Podobnie, wyrazy 3-literowe tworzymy przez doklejanie na końcu każdego 2-literowego wyrazu kolejno każdej z liter alfabetu. Wyrazów 3-literowych jest:
V3(10) = 10∙10∙10 = 103 = 1000
Tą samą metodą konstruujemy coraz dłuższe wyrazy aż do 9-literowych, których jest ogółem:
V9(10) = 10∙10∙10∙10∙10∙10∙10∙10∙10 = 109 = 1.000.000.000
czyli równo miliard. Po zsumowaniu liczb dla wszystkich długości wyrazów otrzymamy:
VS(10) = 101 + 102 + 103 + 104 + 105 + 106 + 107 + 108 + 109 = 1.111.111.110
czyli niewiele ponad miliard. Wiemy jednak, że wszystkich imion, już po odrzuceniu niedopuszczalnych kombinacji powinno być w przybliżeniu dziewięć miliardów:
W ≈  9∙109

Alfabet o 10 literach jest więc zbyt krótki. Sprawdźmy alfabety z większą liczbą znaków. Do obliczeń możemy użyć zwykłego, podręcznego kalkulatora lub wykorzystać funkcję kalkulatora wbudowaną w wyszukiwarkę Google, pamiętając, że znak "^" reprezentuje potęgowanie. Na przykład:
11^1+11^2+11^3+11^4+11^5+11^6+11^7+11^8+11^9

Otrzymujemy następujące wyniki:

VS(11) = 111 + 112 + 113 + 114 + 115 + 116 + 117 + 118 + 119 =  2.593.742.459
VS(12) = 121 + 122 + 123 + 124 + 125 + 126 + 127 + 128 + 129 =  5.628.851.292
VS(13) = 131 + 132 + 133 + 134 + 135 + 136 + 137 + 138 + 139 = 11.488.207.653
VS(14) = 141 + 142 + 143 + 144 + 145 + 146 + 147 + 148 + 149 = 22.250.358.074

Z pewnością alfabety 11- i 12-znakowe są zbyt krótkie, bo w ich przypadku wszystkich możliwych wyrazów 9-znakowych lub krótszych jest znacznie mniej niż 9 miliardów. Alfabet mnichów musi liczyć co najmniej 13 lub nawet 14 znaków, bo przecież musimy jeszcze brać pod uwagę, że bliżej nieznana część kombinacji będzie nieprawidłowa.

Znaków
alfabetu
Wszystkich
wyrazów
Spodziewane
poprawnych
wyrazów
NVS(N)W
12≈  6∙109≈ 9∙109
13≈ 11∙109
14≈ 22∙109

Przyrząd do generowania fragmentów zdań z kombinacji wyrazów. Ilustracja Grandville'a do Podróży Guliwera
Przyrząd do generowania fragmentów zdań z kombinacji wyrazów.
XIX-wieczna ilustracja Grandville'a do "Podróży Guliwera" J.Swifta.

Pora na zajęcie się drugim warunkiem, o wiele trudniejszym. W jaki sposób dla danej długości alfabetu oszacować liczbę tych wyrazów, które na pewno są poprawne, czyli nie występują w nich ciągi powtórzeń tej samej litery dłuższe niż 3-elementowe?

Zacznijmy od wyrazów 3-literowych. Kolejne znaki wyrazu oznaczymy symbolami a1, a2, a3:

a1a2a3

Ponieważ powtórzenie kolejno 3 razy tej samej litery jest dozwolone, więc każdy ze znaków wyrazu może być dowolną literą alfabetu. Liczba wszystkich wyrazów 3-literowych wynosi:
U3(N) =N∙ N∙N = N3

Do takiego wyrazu doklejamy następnie na końcu kolejny znak, a4. Jeśli postawimy warunek, że ten znak nie może być taki sam jak poprzedni

a1a2a3a4
a4 ≠ a3
to mamy zagwarantowane, że nie powstanie 4-znakowy wyraz, którego wszystkie litery byłyby takie same. Zauważmy od razu, że liczba wszystkich wyrazów zbudowanych tą metodą wynosi:
U4(N) = N∙ N∙N∙(N-1) = N3∙(N-1)
ponieważ ostatnia litera nie jest dobierana z całości alfabetu.

Co bardzo ważne, chociaż ta metoda niezawodnie zapewnia pominięcie niepoprawnych kombinacji i daje wyłącznie wyrazy spełniające zadany warunek, takie jak:

AAAB
AABA
ABAB
a4 ≠ a3
to jednak równocześnie odrzuca niektóre poprawne rozwiązania, takie jak:
AABB
ABBB
ABAA
a4 ≠ a3
Oznacza to, że poprawnych kombinacji jest co najmniej tyle, ile wynika z tego sposobu budowy wyrazów. (Wyznaczenie dokładnej liczby poprawnych wyrazów jest bardziej skomplikowane).

Do tak skonstruowanych 4-znakowych wyrazów doklejamy na końcu kolejną literę:

a1a2a3a4a5
a4 ≠ a3

Tym razem nie potrzebujemy ograniczać się w wyborze, ponieważ dzięki temu, że czwarta litera jest inna niż trzecia, możemy mieć pewność, że a2 a3, a4, a5 nie są wszystkie tą samą literą, nie tworzą niedozwolonej czwórki kolejnych jednakowych znaków. Liczba wszystkich wyrazów 5-znakowych zbudowanych naszą metodą wynosi więc:
U5(N) = N∙ N∙N∙(N-1)∙ N = N4∙(N-1)

Podobnie postępujemy dla wyrazów 6-znakowych:

a1a2a3a4a5a6
a4 ≠ a3
Liczba wszystkich takich wyrazów 6-znakowych wynosi:
U6(N) = N∙ N∙N∙(N-1)∙ N∙ N = N5∙(N-1)

Przy wyrazach 7-znakowych pojawia się podobne ograniczenie, jak przy 4-znakowych. Co prawda, czwarty znak wyrazu jest inny niż trzeci, ale w niektórych wyrazach piąty i szósty są takie same jak czwarty:

AABCCC?

Z tego powodu postawimy warunek, że siódmy znak wyrazu, a7 nie może być taki sam jak poprzedni

a1a2a3a4a5a6a7
a4 ≠ a3; a7 ≠ a6

Liczba wszystkich wyrazów zbudowanych tą metodą wynosi:
U7(N) = N∙ N∙N∙(N-1)∙ N∙N∙(N-1) = N5∙(N-1)2
ponieważ siódma litera, podobnie jak czwarta, jest dobierana nie z pełnego zestawu alfabetu, ale z pominięciem jednej z liter.

Postępując dalej podobnie uzyskujemy:

a1a2a3a4a5a6a7a8
a1a2a3a4a5a6a7a8a9
a4 ≠ a3; a7 ≠ a6

oraz
U8(N) = N∙ N∙N∙(N-1)∙ N∙N∙(N-1)∙N = N6∙(N-1)2
U9(N) = N∙ N∙N∙(N-1)∙ N∙N∙(N-1)∙N∙N = N7∙(N-1)2

Dla N=13 oraz N=14 otrzymamy:

N U9(N) U8(N) U7(N) U6(N) Σ ≈ US(N)
13 ≈ 9,04∙109 ≈0,70∙109 ≈0,05∙109 ≈0,005∙109 ≈ 9,79∙109
14 ≈17,81∙109 ≈1,27∙109 ≈0,09∙109 ≈0,007∙109 ≈19,19∙109

Przypomnijmy, że sumaryczne liczby w ostatniej kolumnie wskazują, że dla alfabetu o wskazanej liczebności istnieje co najmniej tyle poprawnych rozwiązań. Z drugiej strony wiemy, że istnieje nie więcej poprawnych rozwiązań niż jest wszystkich ogółem, wliczając również niepoprawne:

Znaków
alfabetu
Poprawnych
wyrazów
Wszystkich
wyrazów
Spodziewane
poprawnych
wyrazów
13 ≥ 9,8∙109 ≈11,5∙109 ≈ 9∙109
14 ≥19,2∙109 ≈22,3∙109

Alfabet stosowany przez mnichów musiał liczyć 13 liter, co dawało w przybliżeniu raczej dziesięć niż dziewięć miliardów możliwych kombinacji dla imion Boga.


Arthur C. Clarke, Dziewięć miliardów imion Boga, przeł. Maciejka Mazan [w:] Arcydzieła, Orson Scott Card (red.), Warszawa [2006].

wtorek, 20 września 2011

Jam jest Szutruk-Nahhunte

W zapadającej w pamięć scenie filmu Klub Imperatora nauczyciel historii klasycznej, profesor William Hundert, zaczyna pierwszą lekcję z nowym rocznikiem młodzieży. Prosi jednego z uczniów o przeczytanie tekstu z drewnianej tabliczki wiszącej nad wejściem do klasy. Zacinając się, uczeń czyta:

Jam jest Szutruk-Nahunte, król Anszandu i Suzy, władca kraju Elamu. Zniszczyłem Sippar, wziąłem stelę Niran-Sina i zabrałem do Elamu, gdzie postawiłem ją jako dar mojemu bogu.
Szutruk-Nahunte – 1158 p.n.e.

Profesor Hundert komentuje tekst następująco: "Szutruk-Nahunte – czy ktoś może o nim coś powiedzieć?". Zapada cisza. "Można korzystać z podręczników". Kilku uczniów zaczyna wertować swoje książki, a nauczyciel kontynuuje: "Ale tam go nie znajdziecie. Szutruk-Nahunte! Król! Władca Elamu! Zniszczył Sippar! Zobaczcie, jego czynów nie ma w żadnym podręczniku do historii. Czemu? Ponieważ ogromna ambicja i podboje bez wkładu do wspólnego dobra są bez znaczenia. Jaki będzie wasz wkład? Jak zapamięta was historia? Szutruk-Nahunte… zupełnie zapomniany".

Rzeczywiście, imienia Szutruk-Nahhunte nie znajdziemy w podręcznikach szkolnych. Nie ma w nich nawet nazwy potężnego państwa, którym władał – Elamu, chociaż jego dzieje są dłuższe niż historia Polski. Podobnie nie ma w szkolnych podręcznikach wzmianki o państwie Hetytów i jego władcach. Znajdziemy w nich za to efemeryczne królestwo Izraela oraz jego królów Dawida i Salomona, którzy nie wnieśli do historii ani szczypty więcej niż wielcy monarchowie Elamu, Urartu, Mitanni, Hetytów…

Państwo Elamu od najdawniejszych czasów handlowało, rywalizowało i walczyło z sąsiadami znad Tygrysu i Eufratu. Najazdy władców Sumeru, Akadu, Babilonii, Asyrii, dążących do podporządkowania sobie Elamu, przeplatają się z wyprawami władców Elamu na zachód i próbami podbicia tych krajów. Szutruk-Nahhunte, znany z wielu inskrypcji i wzmianek na tabliczkach babilońskich, to król-zdobywca. Zaatakował Babilonię i zajął ważne, prastare miasta: Sippar, Esznunnę i Kisz. Następnie zdobył Babilon i po ucieczce babilońskiego króla podporządkował sobie cały kraj, nakładając daninę na podbite miasta i wioski. Powstało Imperium Elamu.

Babilonia i Elam w XII wieku p.n.e.
Babilonia i Elam w XII wieku p.n.e.

Z wielkiej świątyni w Babilonie Szutruk-Nahhunte wywiózł do Suzy posąg boga Marduka. Z kolei ze świątyni w Uruk zabrał posąg bogini Nany. Posąg Marduka zostanie kilkadziesiąt lat później odzyskany przez Nabuchodonozora; posąg Nany uwolni dopiero armia asyryjska pięćset lat później. Wywożenie posągów bogów miało wówczas również znaczenie praktyczne: podbitą ludność pozbawiano w ten sposób ochrony lokalnego bóstwa, uprowadzonego do kraju zdobywców.

W stołecznej Suzie Szutruk-Nahhunte wzniósł wiele budowli, między innymi pałacową świątynię poświęconą Inszuszinakowi, głównemu bogowi kraju. Świątynia i miasto wypełniły się dziełami sztuki zwiezionymi z podbitych miast Mezopotamii. To właśnie wyróżnia Szutruka-Nahhunte wśród innych władców. Bydło, jeńcy, zdobione sprzęty, klejnoty, biżuteria to zwyczajne zdobycze wojenne. Szutruk-Nahhunte był pierwszym królem Elamu, który zbierał dzieła kultury z podbitych krajów. Kolekcjonował je z pełną świadomością ich historycznego znaczenia.

Stela Naram-Sina
Stela Naram-Sina, ok. 2250 r. p.n.e., Muzeum w Luwrze.
Foto: Steven Zucker

Ważnym przykładem jest stela upamiętniająca zwycięską wyprawę wojenną Naram-Sina, władcy żyjącego ponad tysiąc lat przed Szutrukiem-Nahhunte. Naram-Sin był wnukiem samego Sargona Wielkiego, założyciela dynastii akadyjskiej, twórcy pierwszego w dziejach wielkiego imperium, obejmującego całą Mezopotamię aż po Morze Śródziemne, państwa, które podbiło również Elam. Szutruk-Nahhunte zdobył pomnik chwały wyrzeźbiony przez wrogów i zdobywców Elamu, ale też znak potęgi starożytnego imperium. Nie zniszczył ani zabytku, ani oryginalnego tekstu widniejącego na steli, lecz nakazał umieszczenie po drugiej stronie własnego napisu.

Jam jest Szutruk-Nahhunte, syn Hallutusza-Inszuszinaka, umiłowany sługa boga Inszuszinaka, król Anszanu i Suzy, poszerzający swoje królestwo, obrońca Elamu, pan Elamu. Na rozkaz Inszuszinaka powaliłem Sippar. Pochwyciłem stelę Naram-Sina, zdobyłem i zabrałem wracając do Elamu. I ustawiłem ją jako dar dla mego boga, Inszuszinaka.

Górna część steli Naram-Sina
Górna część steli Naram-Sina.
Po lewej: widniejąca ponad głową władcy, częściowo wytarta inskrypcja (obramowana prostokątnym kształtem) sławi zwycięstwo Naram-Sina nad ludem Lulubejów z gór Zagros. Po prawej: inskrypcja upamiętniająca zdobycie Sippar przez Szutruka-Nahhunte i wywiezienie steli do Suzy. Foto: Steven Zucker

Spośród wielu zabytków pochodzących z kolekcji Szutruka-Nahhunte wymieńmy jeszcze tylko jeden, odkrytą w 1901 roku w Suzie słynną stelę ze zbiorem praw Hammurabiego:

Stela z Kodeksem Hammurabiego, ok. 1750 r. p.n.e., Muzeum w Luwrze.
Jedna ze zdobyczy Szutruka-Nahhunte, wywiezionych do Suzy.

 

Klub Imperatora (The Emperor's Club), USA 2002, reż. Michael Hoffman

piątek, 16 września 2011

Kapela świętego Marcina

Zima była surowsza niż zwykle. Tego roku mrozy miały okazać się śmiertelne dla wielu mieszkańców północnej Galii. Marcin poprawił się w siodle i szczelniej owinął się opończą. Żołnierze służą tam, gdzie wyśle ich Imperator. Civitas Ambianensium, miasto Ambianów, duże, dostatnie i spokojne, i tak było lepsze niż jakiś garnizon nad granicznym Renem. Dojeżdżając do bramy miejskiej ściągnął cugle. Pod murem trząsł się z zimna jakiś nędzarz bez odzienia, bezskutecznie prosząc przechodzących o wsparcie. Marcin miał tylko swoją broń. I wojskową opończę. Ściągnął ją z ramion i mieczem przeciął na pół. Jedną połówką okrył żebraka, drugą owinął się sam.

Marcin był synem trybuna armii rzymskiej. Urodził się w roku 316 w Panonii, czyli na terenie dzisiejszych Węgier. Zaledwie trzy lata wcześniej został ogłoszony edykt mediolański, dający swobodę wyznania chrześcijanom. Jak powiada współczesny mu biograf, Marcin wbrew woli swoich pogańskich rodziców już w wieku 10 lat udał się do kościoła i błagał, by pozwolono mu zostać katechumenem, kandydatem do chrztu, przygotowującym się przez słuchanie nauczania, modlitwy i posty. Gdy miał 12 lat, zamierzał zostać pustelnikiem. Dziecięce fantazje musiały ustąpić przed realiami. Jako syn weterana 15-letni Marcin został powołany do armii. W ten sposób znalazł się w największym mieście północnej Galii, obecnym Amiens nad Sommą.

Mróz nie ustawał. Kiedy tej nocy Marcin położył się spać, miał sen. Zobaczył w nim Jezusa odzianego w kawałek wojskowej opończy. Tę samą połówkę płaszcza, którą Marcin okrył nędzarza. A Jezus powiedział do stojących wokół aniołów: "Oto Marcin, który dopiero przygotowuje się do chrztu, odział mnie płaszczem".

Opowiadano też, że we śnie Marcin usłyszał, iż podarowana część opończy należy do niego, a kiedy się zbudził, opończa znów była cała. Utwierdzony w swojej pobożności wkrótce potem przyjął chrzest. Nadal służył w armii, aż pewnego roku, tuż przed bitwą z barbarzyńcami, którzy łupili Galię, oznajmił przełożonym, że wiara zabrania mu walczyć. Szczęściem dla niego, do bitwy nie doszło i został zwolniony ze służby. Udał się do Caesarodunum, obecnego Tours, a tamtejszy biskup wydzielił mu pustelnię. Kiedy dołączyli do niego inni, Marcin stał się inicjatorem życia zakonnego w Galii. Po dziesięciu latach został przez aklamację wybrany na biskupa Tours. Urząd sprawował przez 25 lat, gorliwie organizując akcje niszczenia pogańskich miejsc kultu i wspierając rozwój życia zakonnego.

Święty Marcin dzieli się opończą z żebrakiem. XIII-wieczny manuskrypt
Święty Marcin dzieli się opończą z żebrakiem.
XIII-wieczny manuskrypt z Tours.

Sto lat później, po upadku Imperium Rzymskiego na Zachodzie, Marcina uznano za patrona nowego państwa powstałego na terenach Galii, państwa Franków. Cudownie odnaleziony płaszcz świętego Marcina stał się najważniejszą relikwią królów frankijskich. Towarzyszył im w czasie wypraw wojennych, według niektórych miał nawet niby tarcza chronić władcę na polu bitwy. Nic dziwnego, że tak nadzwyczajną relikwię przechowywano szczególnie pieczołowicie.

Płaszcz świętego Marcina trzymano w specjalnie do tego celu wybudowanym niewielkim budynku kultowym, a opiekę nad relikwią sprawował wyznaczony do tego duchowny. Ponieważ taki płaszcz żołnierski nazywał się po łacinie cappa [kappa] (w średniowieczu uproszczone do capa), sanktuarium, gdzie go przechowywano, zaczęto określać słowem capella. Od niego, za pośrednictwem czeskiego, wzięło się w polszczyźnie słowo kapla, oznaczające niewielki kościół, pomieszczenie sakralne. Stopniowo wymowę kapla wyparła wymowa kapela, prócz tego zaczęto używać formy zdrobnionej: kaplica.

Strażnika cappy, którego zadaniem był nadzór i sprawowanie kultu w capelli, określano słowem cappellanus, kapelan. Z biegiem czasu wszystkich księży przydzielonych do jakiejś kaplicy lub towarzyszących wojsku zaczęto podobnie nazywać kapelanami. Także od cappellanus, ale w tym przypadku spolszczonego podobnie jak kapla, pochodzi słowo kapłan, określające osobę duchowną wypełniającą pewne funkcje kultowe.

Z kolei słowo capella równolegle do znaczenia ‘niewielki budynek sakralny’ zaczęło być używane na określenie chóru kościelnego, śpiewającego w kościele. Kiedy podobne chóry zaczęły powstawać na dworach, objęto je tą samą nazwą. Wraz z rozwojem muzyki kapela poszerzała znaczenie aż do współczesnego, oznaczającego grupę muzyków, zespół instrumentalny lub instrumentalno-wokalny.

niedziela, 31 lipca 2011

Święty Anzelm i jednorożec

W historii niejeden raz próbowano dowieść rozumowo istnienia Boga. Najbardziej znane i często spotykane również dziś są różne odmiany tzw. dowodu kosmologicznego. W dowodach kosmologicznych Bóg jest ostateczną odpowiedzią na pytania: skąd się bierze ruch, skąd się bierze świat? Każda rzecz porusza się dlatego, że została wprawiona w ruch przez inną rzecz, a każdy skutek ma swoją przyczynę, różną od siebie. Ta przyczyna powstaje jako skutek innej przyczyny. Nie może tak być w nieskończoność, więc musi istnieć pierwsza samoistna przyczyna wszystkich zdarzeń w świecie. Jest nią Bóg.

Mniej popularne jest zupełnie innego rodzaju uzasadnienie konieczności istnienia Boga. W drugiej połowie XI wieku chrześcijański teolog i filozof Anzelm, znany później jako Anzelm z Canterbury, opublikował dzieło zatytułowane Proslogion, w którym nie tylko przekonywał, że wiarę można rozumowo objaśnić i uzasadnić, ale też podał oryginalny dowód na istnienie Boga. Według Anzelma istnienie Boga można wydedukować na podstawie samego tylko pojęcia "Bóg", bez odwoływania się do świata. Jego argumentację nazywa się dowodem ontologicznym.

A więc, Panie, który udzielasz zrozumienia wierze, daj mi, bym zrozumiał, na ile to uważasz za wskazane, że jesteś, jak w to wierzymy, i jesteś tym, w co wierzymy. A wierzymy zaiste, że jesteś czymś, ponad co niczego większego nie można pomyśleć. Czy więc nie ma jakiejś takiej natury, skoro powiedział głupi w swoim sercu: nie ma Boga? Z całą pewnością jednak tenże sam głupiec, gdy słyszy to właśnie, co mówię: "coś, ponad co nic większego nie może być pomyślane", rozumie to, co słyszy, a to, co rozumie, jest w jego intelekcie, nawet gdyby nie rozumiał, że ono jest. Czymś innym bowiem jest to, że rzecz jest w intelekcie, a czymś innym poznanie tego, że rzecz jest. Kiedy bowiem malarz zastanawia się nad tym, co zamierza wykonać, to bez wątpienia ma w intelekcie to, czego jeszcze nie zrobił, ale nie poznaje jeszcze, że to jest. A więc także głupi przekonuje się, że jest przynajmniej w intelekcie coś, ponad co nic większego nie może być pomyślane, ponieważ gdy to słyszy, rozumie, a cokolwiek jest rozumiane, jest w intelekcie. Ale z pewnością to, ponad co nic większego nie może być pomyślane, nie może być jedynie w intelekcie. Jeżeli bowiem jest jedynie tylko w intelekcie, to można pomyśleć, że jest także w rzeczywistości, a to jest czymś większym. Jeżeli więc to, ponad co nic większego nie może być pomyślane, jest jedynie tylko w intelekcie, wówczas to samo, ponad co nic większego nie może być pomyślane, jest jednocześnie tym, ponad co coś większego może być pomyślane. Tak jednak z pewnością być nie może. Zatem coś, ponad co nic większego nie może być pomyślane, istnieje bez wątpienia i w intelekcie, i w rzeczywistości.
Anzelm z Cantenbury, Proslogion, Rozdział 2

Anzelm używa słowa "większy", ale nie ma wątpliwości, że nie chodzi mu o fizyczny rozmiar, lecz raczej o to, co nazwalibyśmy ogólnie doskonałością. Jego rozumowanie możemy streścić następująco:

  1. Bóg to coś tak doskonałego, że niczego doskonalszego nie da się pomyśleć.
  2. Jeśli to rozumiemy, to znaczy, że pojęcie Boga istnieje w naszym umyśle.
  3. To, co istnieje w rzeczywistości, jest doskonalsze od tego, co istnieje tylko w umyśle.
  4. Gdyby Bóg nie istniał w rzeczywistości, a jedynie w umyśle, to moglibyśmy pomyśleć o czymś doskonalszym, mianowicie takim, które dodatkowo istnieje.
  5. Pomyślenie czegoś doskonalszego niż Bóg jest sprzeczne z własnością Boga uznaną na początku rozumowania.
  6. Dlatego Bóg musi istnieć realnie.
  7. Więc Bóg istnieje w rzeczywistości.

Ponieważ zajmiemy się również bytami bardziej przyziemnymi, możemy dla prostoty zamiast wyrażenia "istnieje w rzeczywistości" używać codziennego, zwięzłego "istnieje". Argumentację Anzelma można więc bez większej szkody uprościć do postaci:

  1. Bóg to coś najdoskonalszego pod każdym względem.
  2. To, co istnieje jest doskonalsze od tego, co nie istnieje.
  3. Gdyby Bóg nie istniał, nie byłby najdoskonalszy, co daje sprzeczność.
  4. A zatem Bóg istnieje.
Bóg stwarzający jednorożca.
XV-wieczny manuskrypt ze zbiorów British Library.

A jak jest z jednorożcami? Większość osób, jak się wydaje, nie uważa, żeby jednorożce istniały w innym sensie niż jako pewne idee, pojęcia w naszych umysłach. Tak czy owak, z pewnością możemy mówić o białych jednorożcach, o uśmiechniętych jednorożcach, o melancholijnych jednorożcach... Możemy również podzielić wszystkie jednorożce na jakieś dwie rozłączne grupy w taki sposób, że w sumie obejmują one wszystkie jednorożce. Na przykład, możemy wyróżnić różowe jednorożce oraz nieróżowe jednorożce. Z pewnością nie ma jednorożca, który nie byłby ani różowy, ani nieróżowy. Taki podział jest jednak niezbyt interesujący (wyjąwszy być może miłośników Niewidzialnego Różowego Jednorożca). Dlatego użyjemy innego podziału.

Wszystkie jednorożce możemy podzielić na dwie grupy: istniejące jednorożce oraz nieistniejące jednorożce. Jeśli chodzi o nieistniejące jednorożce, to one po prostu nie istnieją, co nie skłania do żadnych dłuższych dociekań. Ciekawsza jest pierwsza grupa. W gruncie rzeczy wystarczy nam jakiś pojedynczy przedstawiciel tej grupy: istniejący jednorożec. Zauważmy, że mamy dwie i tylko dwie, wykluczające się możliwości:

  1. Istniejący jednorożec nie istnieje.
  2. Istniejący jednorożec istnieje.

Jedno z tych zdań musi być prawdziwe, a drugie jest wówczas fałszywe. Gdyby prawdziwe było zdanie:

  1. Istniejący jednorożec nie istnieje.

byłaby to jawna sprzeczność. Nie do pomyślenia jest, żeby istniejący jednorożec nie istniał. Różowy jednorożec musi być różowy, tak samo istniejący jednorożec musi istnieć. Prawdziwym musi być więc drugie zdanie:

  1. Istniejący jednorożec istnieje.

Ale jeśli istnieje istniejący jednorożec, to znaczy, że ogólnie rzecz biorąc prawdziwy jest pogląd, że jednorożce istnieją.


Anzelm z Canterbury, Proslogion, przeł. T. Włodarczyk, Warszawa 1992.

Immanuel Kant, Krytyka czystego rozumu, tłum. R. Ingarden, Warszawa 1957.

Raymond Smullyan, Jaki jest tytuł tej książki?, tłum. B. Chwedeńczuk, Warszawa 2004