Mimo to oblężenie trwało w dalszym ciągu, panował ogromny brak zboża i drożyzna, a Porsynna miał nadzieję, że przez samą blokadę dostanie miasto w swą moc. Wtedy to Gajus Mucjusz, młodzieniec ze sławnego rodu, uznał za rzecz poniżającą, że naród rzymski (…) jest oblężony przez tych samych Etrusków, których wojska często przedtem rozpraszał; a więc sądząc, że należy tę hańbę pomścić przez jakiś bohaterski i odważny czyn, najpierw postanowił sam, na własną rękę dostać się do obozu wrogów.
(…)
Przybywszy na miejsce, stanął w najgęstszym tłumie blisko królewskiego trybunału. Przypadkiem wypłacano właśnie żołd żołnierzom, a pisarz wojskowy, siedząc obok króla, prawie tak samo bogato ubrany, był bardzo gorliwie zajęty i tłumnie żołnierze podchodzili do niego. Mucjusz bał się zapytać, który z dwóch jest królem, by nieznajomością osoby królewskiej sam się nie zdradził, kim jest; zaufał więc ślepemu losowi i — zabił pisarza zamiast króla. Następnie starał się ujść, utorowawszy sobie skrwawionym sztyletem drogę poprzez przerażony tłum, ale na krzyk zbiegli się trabanci królewscy, pochwycili go i cofnęli z powrotem.
(…)
Król zawrzał gniewem, przerażało go niebezpieczeństwo — miotał groźby, że każe go ogniem spalić, jeżeli natychmiast nie wyjawi, o jakich to groźnych zasadzkach mówi mu tak dwuznacznie, ale Mucjusz odparł: »Patrz na to i poznaj, jak niewiele cenią sobie własne ciało ci, którzy widzą przed sobą wielką sławę« — i włożył prawą rękę w ogień, rozpalony na ofiarę. (…) »Skoro męstwo znajduje u ciebie uznanie, możesz uzyskać ode mnie przez twe dobrodziejstwo to, czego nie zdołałeś uzyskać groźbami; nas trzystu najlepszych z młodzieży rzymskiej sprzysięgło się, byśmy tą drogą szli przeciw tobie. Los padł na mnie pierwszego; wszyscy inni, zależnie od tego, jak na kogo padnie los, przybędą każdy w swym czasie, aż los cię odda w nasze ręce«.
W ślad za puszczonym wolno Mucjuszem, który następnie od utraty prawej ręki otrzymał przydomek Scaevola [tj. Mańkut], poszli posłowie od Porsynny do Rzymu. Takie wrażenie wywarł na nim zbieg okoliczności przy pierwszym niebezpieczeństwie — w którym tylko omyłka zamachowca go ocaliła — i walka, którą trzeba by było stoczyć tyle razy, ilu jeszcze pozostało spiskowców.