niedziela, 5 listopada 2023

Latarnia morska na wyspie Faros

Latarnia morska na wyspie Faros, jeden z siedmiu cudów świata starożytnego.

Przez siedemnaście stuleci stała na przybrzeżnej wysepce u wejścia do portu Aleksandrii egipskiej, największego portu Morza Śródziemnego. Mierzyła ponad 100 metrów wysokości i przez setki lat była najwyższą budowlą świata po piramidach. Jej najniższa kondygnacja miała przekrój kwadratowy, środkowa część była ośmiokątna, a najwyższa okrągła. Światło latarni było widoczne dla żeglarzy z odległości kilkudziesięciu kilometrów. Wieżę zwieńczał nadnaturalnej wielkości posąg Posejdona, greckiego boga mórz i oceanów.

Jej historia zaczęła się w III wieku p.n.e. Na polecenie króla Ptolemeusza I wysepkę połączono kilometrowej długości groblą z lądem stałym — dzięki czemu po bokach powstały dwa duże baseny portowe — a następnie rozpoczęto na Faros budowę latarni morskiej z białego wapienia. Dzieło ukończono za rządów Ptolemeusza II, który oczekiwał, że na wieży będzie widniało tylko jego imię, imię władcy, jak zwykle praktykowano. Jak opowiada Lukian, architekt wyrył wówczas na kamieniu własną inskrypcję, po czym pokrył ją tynkiem, na którym umieścił zwyczajową inskrypcję królewską, licząc na to, że tynk w końcu odpadnie. Co rzeczywiście się stało. Odsłonięty napis głosił:

Sostratos syn Deksifanesa z Knidos
polecając wszystkich żeglarzy
opiece bogów

Po kolejnych trzęsieniach ziemi tę pożyteczną budowlę przebudowywano i odnawiano. Wreszcie wielkie trzęsienia w latach 1303 i 1323 całkowicie zniszczyły latarnię na Faros. Półtora wieku później sułtan Kajtbaj zbudował na jej fundamentach fortecę, istniejącą do dziś.

sobota, 4 listopada 2023

Blériot XI

Blériot XI, pierwszy samolot, który przeleciał nad kanałem La Manche.

W październiku 1908 roku londyńska gazeta „Daily Mail” ogłosiła nagrodę w wysokości 500 funtów dla osoby, która do końca roku jako pierwsza przeleci nad kanałem La Manche maszyną cięższą od powietrza. Z braku poważnych prób ofertę przedłużono na następny rok, podwajając kwotę nagrody. Wydawca był przekonany, że rywalizację wygra Wilbur Wright, pionier amerykańskiego lotnictwa (jego brat leczył się po wypadku), jednak ten uznał, że niebezpieczeństwa lotu nad wodami kanału są zbyt wielkie w porównaniu z kwotą nagrody. Wyzwanie podjęło łącznie czterech ludzi. Anglik Arthur Seymour wysłał zgłoszenie do gazety, ale nie podjął żadnych działań. Charles de Lambert, rosyjski arystokrata francuskiego pochodzenia, rozbił swój dwupłatowiec podczas próbnego lotu i wycofał się z wyścigu.

Hubert Latham, jeden z pionierów lotnictwa, na początku lipca założył bazę w pobliżu portu Calais i czekał na odpowiednią pogodę. 19 lipca wystartował swoim jednopłatowcem, jednak po 10 km lotu silnik maszyny zgasł. Pilot został wyłowiony z morza przez eskortujący okręt. Tymczasem zjawił się rywal.

Louis Blériot od kilku lat budował i testował maszyny latające. Wydał na nie cały swój majątek i posag żony. Był na skraju bankructwa. 21 lipca założył ze swoim zespołem bazę pod Calais, 3 km od bazy Lathama, tak że mogli obserwować swoje obozy przez lornetkę. Obie strony czekały na odpowiednie warunki. Wiał silny wiatr, który nie ustawał przez kolejne dni. W sobotni wieczór 24 lipca wiatr zaczął słabnąć. Blériot, kładąc się spać, polecił czuwającemu przez noc szefowi swojej ekipy, by obudził go o 3:30, jeśli pogoda będzie się nadal poprawiać. Regulamin zawodów wymagał lotu pomiędzy wschodem a zachodem słońca.

Przed świtem powietrze było już spokojne, a niebo czyste. O 4.36 radiotelegrafista firmy Marconiego wysłał ze stacji pod Calais wiadomość: „Blériot wystartował”. Start odbył się dokładnie o świcie. Kwadrans później samolot przestał być widoczny z francuskiego brzegu. Przez pewien czas eskortował go francuski okręt wysłany przez rząd, ale maszyna latająca była szybsza. Blériot leciał nisko, 50-150 metrów nad wodą. Kierował się w stronę klifów Dover, gdzie uprzednio wybrano na lądowisko dużą płaską łąkę za urwiskami. Przez dziesięć długich minut nie widział lądu za sobą ani przed sobą. Samolot nie był wyposażony w żadne przyrządy nawigacyjne, pilot nie miał ze sobą kompasu, ani nawet zegarka.

Cienka linia brzegowa Anglii, którą ujrzał po lewej, odcinała się ciemną barwą od morza, nigdzie nie było widać białych, wapiennych klifów Dover. Samolot zboczył z kursu. Wkrótce wiatr zaczął się wzmagać i rzucać maszyną. Skręcając wzdłuż wybrzeża, Blériot leciał w stronę Dover. Wreszcie dotarł do klifów i zaczął szukać lądowiska, kiedy na środku łąki zobaczył mężczyznę energicznie machającego trójkolorową flagą Francji. Czekał na niego reporter francuskiej gazety. Około 5:20 Blériot XI wylądował w Anglii, o 5:52 radiotelegraficzna wiadomość o sukcesie lotu dotarła do Calais.

Latham nadal przebywał we Francji. Nikt go nie zbudził, dopóki dźwięk silnika samolotu Blériota nie poderwał jego obozu na nogi. Gorączkowo próbowano nadrobić czas, ale zanim maszyna była gotowa do lotu, zerwał się silny wiatr z deszczem. Było za późno. Kiedy nadeszła wiadomość o bezpiecznym lądowaniu konkurenta, Latham wysłał krótki telegram: „Serdeczne gratulacje. Mam nadzieję wkrótce dołączyć do pana”. W sportowym geście Blériot zaoferował, że podzieli się z nim tysiącem funtów nagrody, jeśli Latham przeleci nad kanałem tego samego dnia. Pogoda uniemożliwiła powtórzenie wyczynu. Latham podjął drugą próbę przekroczenia kanału La Manche dwa dni później. Tym razem brakowało mu półtora kilometra, żeby dotrzeć do brzegów Anglii, kiedy silnik zawiódł. Po utracie dwóch maszyn na trzecią próbę nie zgodzili się dyrektorzy przedsiębiorstwa, które finansowało i budowało jego samoloty.