środa, 23 kwietnia 2025

Pożytki z dezertera

Urodził się w Londynie jako James Lewis. Jego ojcem był iglarz, rzemieślnik wytwarzający igły. Matka pochodziła ze wsi, jej rodzina pracowała na roli. Po ukończeniu szkoły średniej, gdzie nauczył się francuskiego i liznął nieco łaciny i greki, podjął pracę jako oficjalista u agenta ubezpieczeniowego. Kiedy miał 21 lat, pokłócił się z ojcem i w gniewie zaciągnął się do armii. Szczególnej armii.

Władzę kolonialną nad Indiami w imieniu Korony sprawowała wielka prywatna korporacja zrzeszająca angielskich inwestorów: Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska. Jej potęga wyrosła z przyznanego jej przywileju monopolu na handel z Indiami, wspartego później prawem do pobierania podatków, zawierania sojuszy politycznych i wypowiadania wojen. Kompania bowiem nie tylko zatrudniała licznych urzędników, potrzebnych do zarządzania posiadłościami kolonialnymi, ale też utrzymywała własną armię.

Służba w Indiach nie była łatwa: gorący klimat, niewygody, tłumienie rozruchów i powstań miejscowej ludności… James Lewis miał szczęście, bo nieczęsto zdarzało się, żeby ktoś z jego wykształceniem trafił do wojska jako szeregowy kanonier. Oficerowie starali się dawać mu prace biurowe, a zdarzyło się nawet, że generał powierzył mu katalogowanie okazów fauny do publikacji. Nie wiadomo więc, co go skłoniło do nagłej decyzji. Po pięciu latach służby, 4 czerwca 1827, razem z kolegą z oddziału, Richardem Potterem, „samowolnie oddalił się z miejsca zakwaterowania” i już nie wrócił. Uciekli na zachód, wspólnie podróżowali przez Radżastan, a kiedy dotarli do doliny Indusu, każdy poszedł w swoją stronę. Lewis wędrował z biegiem rzeki, przez tereny dzisiejszego Pakistanu i pogranicza Afganistanu. Przekroczył przełęcz Chajber w górach Hindukusz i z okolic Kabulu udał się na południe, w stronę Kandaharu, po czym zawrócił do doliny Indusu. Po trzech latach wędrówek wrócił do Indii. Obawiając się, że może zostać pojmany za dezercję, przedstawiał się jako Charles Masson i opowiadał, że jest Amerykaninem z Kentucky, który przywędrował pieszo z Europy przez Persję i Afganistan. Pod tym nazwiskiem przeszedł do historii.

Podczas podróży szczególnie interesowały go miejscowe podania, zabytki przeszłości, starożytne miejsca i artefakty. Wiosną 1829 roku jako pierwszy Europejczyk zobaczył i opisał ruiny starożytnego miasta w pobliżu wioski Harappa na terenie dzisiejszego Pakistanu:

Za obozem widniał duży, okrągły kopiec, a na zachodzie nieregularne, skaliste wzniesienie zwieńczone pozostałościami budynków, fragmentami murów z niszami (…) Wieczorem wspięliśmy się na okrągły kopiec. Na szczycie było dość miejsca, aby zmieścić naszą grupkę i konie. Nie sposób było przyglądać się scenerii przed nami i patrzeć na ziemię pod naszymi stopami, nie dostrzegając, że wszystko to pasuje do Sangali z opisu Arriana: murowana forteca z jeziorem, a raczej bagnem, w północno-wschodnim narożniku; wzgórze, chronione potrójnym rzędem rydwanów i bronione przez Katajów, zanim pozwolili się zamknąć wewnątrz murów; rów między wzgórzem a fortecą, którym domknięto oblężenie miasta i skąd skierowano przeciwko niemu machiny. Dane Arriana są bardzo szczegółowe i trudno, żeby błędnie odnosiły się do Haripah, której położenie również idealnie pokrywa się z tym, co na podstawie wnioskowania musimy przypisać Sangali.
[Charles Masson, „Narrative of Various Journeys in Balochistan, Afghanistan and the Panjab”]

Masson mylił się jednak. Nie były to ruiny Sangali, obleganej i zdobytej przez Aleksandra Wielkiego podczas wyprawy do Indii, ale szczątki miasta starszego o tysiąc, a nawet o tysiące lat. Harappa została odkopana i tym razem poprawnie zidentyfikowana jako miasto z epoki brązu w roku 1921, podczas badań prowadzonych przez Indyjską Służbę Archeologiczną, a jej znaczenie zrozumiano dopiero po odkryciu kilka lat później Mohendżo Daro, innego miasta starożytnej cywilizacji doliny Indusu, istniejącej w okresie ok. 3000–1300 p.n.e.

Opowieści Massona o jego wędrówkach, miejscowych zwyczajach i sytuacji w odwiedzanych regionach zainteresowały Kompanię Wschodnioindyjską, która coraz bardziej niepokoiła się o bezpieczeństwo zachodnich granic Indii, ale niewiele wiedziała o tym, co się dzieje w Afganistanie. Pewien dociekliwy urzędnik Kompanii odgadł przeszłość Massona i przedstawił mu propozycję nie do odrzucenia. W zamian za darowanie mu dezercji miałby ponownie wyruszyć do Afganistanu, tym razem na koszt Kompanii, oficjalnie w celu prowadzenia badań archeologicznych.

Zgodził się i takie badania rzeczywiście prowadził. Z wykopalisk w ponad 50 buddyjskich stupach w okolicach Kabulu i Dżalalabadu zgromadził setki drobnych przedmiotów i ponad 40 tysięcy monet. Pod przybranym nazwiskiem publikował raporty o znaleziskach, zamieszczał rysunki, plany budowli, mapy. W czasach, kiedy zainteresowanie numizmatami z tego regionu koncentrowało się na monetach ze złota i srebra, uznał, że monety miedziane są o wiele ważniejsze dla celów badań historycznych. Jako pierwszy zauważył, że greckie nazwy i tytuły na awersach monet powtarzały się na rewersach w kharoszti, co doprowadziło później do rozszyfrowania tego starożytnego pisma indyjskiego. A w zamian za dostarczane potajemnie informacje szpiegowskie uzyskał od Kompanii oficjalne ułaskawienie.

W roku 1842 powrócił do Londynu i spisał wspomnienia z podróży. Ożenił się, miał dwójkę dzieci. Z trudem utrzymywali się ze skromnej emerytury przyznanej mu przez Kompanię w wysokości 100 funtów rocznie. Zmarł w wieku 53 lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz