poniedziałek, 31 października 2022

Żony bohaterów

Tymczasem mnie uważają za szczęśliwie poślubioną, bo zwą mnie małżonką Heraklesa (…) Ale jak młode byczki niejednakowego wzrostu źle pracują u pługa, tak małżonek-bohater zbyt wielki dla zwykłej kobiety. Mój małżonek jest wiecznie nieobecny, raczej mi gościem niż mężem, ściga potwory i straszliwe bestie, ja zaś niczym wdowa w domu snuję wstydliwe pragnienia i drżę, by mąż mi nie padł pod ciosami nienawistnego wroga. Miotam się między wężami, dzikami, łaknącymi krwi lwami i psami o trzech niesytych żeru paszczach.
[Owidiusz, „Heroidy”, List dziewiąty: Dejanira do Heraklesa; przełożyła Wanda Markowska]
Więc znów wylazł mi skądciś kapitan moskiewski, którego ja jak najprędzej sprzątnąłem, aby nam swojej kompanii przeciw nam nie komenderował. Więc natenczas żona moja widziała, jak ja jego zabił, tak zaraz upadła na ziemię i zemdlała. Ja, lubo to sam swoimi oczyma widział, że zemdlała, ale jednak ja nie miałem czasu pójść ją trzeźwić i ratować, ale niezwyczajnie byłem żalem napełniony, ponieważ była w ciąży, a przez to przelęknienie mogłaby się i sama, i niewinne dziecko utracić. Więc ja jeszcze wpadłem na kozaka, który także z dziury wyłaził, tak jego w kark zaraz, aby już więcej jak kobiet, tak mężczyzn swoją piką nie kłuł. Tak tedy moja żona złapała mnie za rękę i mówiła do mnie te słowa: ,,Mężu najukochańszy! Cóż to ty robisz? A na toż to ciebie ci przyjaciele namawiali, abyś ty miał kogo zabijać i sam od kogo miał być zabitym? O, wspomnij tylko na dzieci nasze, że ty ich i mnie chcesz sierotami zrobić, gdy ty nas opuszczasz!". Więc ja żonie to odpowiedziałem, że już teraz o tym nierychło mówić, ale się nam trzeba bronić. Tak ja prosiłem jej, aby poszła do domu i prosiła Pana Boga. Ale to nic jej ta mowa nie pomogła i żadnym sposobem puścić mnie nie chciała, mówiąc do mnie to, że: ,,Tyś się, mężu, ryzykował dla ojczyzny ginąć, a ja wraz z tobą ginąć będę dla twojej miłości i póty się ciebie nie puszczę, póki się albo sam do domu nie wrócisz, albo wraz z tobą zabita będę". To opanowanie mnie od żony przyprowadziło mnie prawie do ślepej pasji, bo naturalnie trzeba było z najmilszą żoną potyczkę odprawić, gdym się jej od siebie nie mógł pozbyć. Ale dałem się przekonać, pamiętając na to, że mam 6 dzieci, a gdy oboje zabici będziemy, któż ich żywić będzie. Więc musiałem wziąć żonę i zaprowadzić do siebie. Gdym ją wprowadził do izby, aż moja żona najcnotliwsza, klęknąwszy przede mną, na wszystkie mnie obowiązki prosiła, abym już nigdzie z domu nie wychodził, ja tedy, podjąwszy żonę ode drzwi, abym się tym snadniej z izby wymknął, więc jej deklarowałem już nigdzie nie wychodzić, tymczasem wyjąłem klucz ze środka drzwi izby i żonę ode drzwi trochę odprowadziłem, i sam szczęśliwiem się wymknął, i żonę z dziećmi na zamek zamknąłem, która już nigdzie wyjść nie mogła. A ja jak wyszedłem z domu o godzinie 4 z rana, tom nie przyszedł nazad aż o godzinie 5 wieczór.
[Jan Kiliński, „Pamiętniki”]

piątek, 28 października 2022

Zgodność formy z treścią

Zgodność formy z treścią:

Galopem w wąwóz wielkiej polityki
Gdzie w deszczu złota i kadzideł chmurach
Pióra miast armat państw krzyżują szyki
[Jacek Kaczmarski, „Somosierra”]

sobota, 22 października 2022

Nowe miary

Teraz wypada nam jeszcze pomówić o wielkim kłopocie, który z pierwszym brzaskiem 1 stycznia 1876 oczekuje każdego Galicjanina i każdą Galicjankę. Z uderzeniem dwunastej całe mnóstwo dawnych znajomych naszych pochłonęła na wieki toń niepamięci – witają nas nowe, nieswojskie figury. Funt, łokieć, łut, sążeń, korzec, garniec, wszystko to przestało istnieć, rozpoczyna się panowanie kilogramów, metrów (ale nie fortepianu, Bogu dzięki)*, hektolitrów itd. Zamiast dwóch mil ujedziemy mniej więcej piętnaście kilometrów, a to nieszczęsne „mniej więcej” spotykać nas będzie odtąd na każdym kroku. Jedna tylko starodawna kwarta polska wraca do dawniejszego swojego znaczenia, odpowiada ona bowiem tak dalece „mniej więcej” litrowi, że można jej przyznać tożsamość z tą francuską miarą. Stąd wygoda dla gospodyń i gospodarzy, bo i dla nich hektolitr zboża odpowiadać będzie 25 garncom, czyli „mniej więcej” trzem ćwierciom podolskim. Z kilogramem już większa bieda. Wynosi on dwa funty cłowe, to jest większe od polskich, a mniejsze od wiedeńskich. Pojęcie łuta zaginie zupełnie. Kto by też biedził się z takimi ułamkami jak 17,5, a tyle właśnie gramów idzie na łut wiedeński, podczas gdy na polski potrzeba 13,8 grama. Ale to fraszka w porównaniu z miarą długości. Metr ma niespełna półtora łokcia wiedeńskiego i niespełna dwa polskie, a kto nie uważa na to „niespełna”, ten kupując sztukę płótna lub kilkanaście „łokci” materii na suknię, może się pomylić o jeden, dwa i trzy takie łokcie.

Należy przy tym zwrócić uwagę, że u nas pojęcia dawnych miar i wag były zawsze bardzo niepewne i pomieszane, do czego się panowie kupcy, zwłaszcza bławatni, według sił swoich przyczyniali. Wiem z własnego doświadczenia, że w handlach lwowskich obliczano na łokcie wiedeńskie, a mierzono materię łokciem polskim.

Zaprowadzenie przymusowe metra położy tamę takim nadużyciom i w ogóle zaprowadzenie wag i miar francuskich ustali raz przecie nasze wyobrażenia o objętości, długości i wadze ciał – wyobrażenia nader dowolne, zwłaszcza u płci pięknej. Matematycy twierdzą, że Polka wynalazła to, o czym im się nie śniło, a mianowicie ona to miała wynaleźć, że istnieje większa i mniejsza – „połowa”. Odkrycie nie było trudne, potrzeba było tylko zastosować do matematyki praktykę matrymonialną, w której Polka najczęściej bywa większą połową – nie jakoby mężulkowie bywali karłami lekkimi jak piórko, owszem, nie brakuje im nic w długość i w szerokość, ale… no, ale Państwo już wiecie, co chcę powiedzieć.

Swoją drogą czeka nas mała desperacja gramatyczna z rodzajowaniem i deklinowaniem rozmaitych kilo, hekta i deka. Będziemy mieli „ten litr”, „tę litrę” i „to litro”, ad libitum, a jakim sposobem pan Antoni doliczy się drogi ze swojej Karmanówki do miasteczka powiatowego, tego dalipan nie wiem, wiem tylko, że jest więcej niż pięć kilometrów, podczas gdy u pana Antoniego wszystko ponad trzy jest X. W  podobnym ambarasie będzie także buchalteria Wydziału Krajowego jednego z austriackich krajów koronnych.


Jan Lam, „Pogadanki”, „Tydzień literacki, artystyczny, naukowy i społeczny”, 2 stycznia 1876.

* W dawnej polszczyźnie słowo „metr”, z francuskiego maître, oznaczało nauczyciela, zwłaszcza muzyki, tańca lub języków obcych.

sobota, 15 października 2022

Najlepsza jest woda

Jak niewiele czasem trzeba, by zainspirować:

Najlepsze to woda, a złoto błyszczy
jak ogień płonący wśród nocy
ponad inne pyszne bogactwa.
[Pindar, oda Olimpijska I, w. 1-3; przełożyła Alicja Szastyńska-Siemion]

Krótki, niepozorny fragment wiersza starożytnego poety został przez włoskiego pisarza użyty jako tytuł kilkustronicowego, nietrywialnego opowiadania. O wodzie.

Dzisiaj, na przykład, miał sprawdzić wartość współczynnika lepkości wody. Tak, proszę państwa: destylowanej wody. Czy można sobie wyobrazić bardziej bezsensowne zajęcie? Zajęcie pracza, nie młodego fizyka: dwadzieścia razy dziennie myć wiskozymetr. Zajęcie… księgowego, pedanta, robaka. A to nie wszystko: bo faktem jest, że wartości znalezione dzisiaj nie zgadzają się z wartościami znalezionymi wczoraj: są to rzeczy, które się zdarzają, ale nikt się do nich chętnie nie przyznaje. Istnieje różnica, nieduża, ale jawna, uparta, jak tylko fakty umieją być uparte (…) I znowu powtarza się mycie aparatu, destyluje się po raz czwarty wodę, kontroluje się po raz szósty termostat, gwiżdże się, aby nie kląć, i robi nowe pomiary.
[Primo Levi, „Najlepsza jest woda”; przełożyła Halszka Wiśniowska]

W cytacie poprawiłem użyte przez tłumaczkę słowo „kleistość” na „lepkość”; mowa o naukowych pomiarach laboratoryjnych. Primo Levi był z wykształcenia chemikiem, przetrwał w Auschwitz głównie dzięki temu, że był potrzebny do pracy w obozowym laboratorium. Skoro o tym mowa, bo autor najbardziej jest znany ze swojej książki o przeżyciach obozowych: opowiadanie zainspirowane myślą Pindara należy do innego typu utworów, to fantastyka.

Zbiorek „Najlepsza jest woda” ukazał się nakładem Wydawnictwa Literackiego w roku 1983, w tzw. „białej serii”. O ile mi wiadomo, jest to jego jedyne wydanie. Opowiadania wchodzące w skład zbioru zostały wybrane z dwóch tomików włoskich: „Storie naturali” oraz „Vizio di forma”, z którego pochodzi m.in. opowiadanie o wodzie: „Ottima è l'acqua”.

piątek, 14 października 2022

Więc nie bądź królem!

Pewnego razu stara kobieta nagabywała króla Demetriusza, kiedy ten przechodził obok, bez ustanku domagała się, żeby jej wysłuchał. „Nie mam czasu” — powiedział Demetriusz. „Więc nie bądź królem!” — wykrzyknęła kobieta. Dotknięty do żywego Demetriusz wrócił do domu, a po przemyśleniu sprawy odłożył wszystko inne i na kilka dni poświęcił się całkowicie tym, którzy chcieli, by ich wysłuchał, poczynając od kobiety, która go skarciła. Zaiste bowiem nic bardziej nie przystoi królowi niż wymierzanie sprawiedliwości.


Plutarch, „Żywoty równoległe. Demetriusz Poliorketes” 42.3-5.

wtorek, 11 października 2022

To nie jest kraj dla starych ludzi

I
That is no country for old men. The young
In one another’s arms, birds in the trees
– Those dying generations – at their song,
The salmon-falls, the mackerel-crowded seas,
Fish, flesh, or fowl, commend all summer long
Whatever is begotten, born, and dies.
Caught in that sensual music all neglect
Monuments of unageing intellect.
[William Butler Yeats, „Sailing to Byzantium”]


To nie jest kraj dla starych ludzi. Młodzi
Objęci ramionami, ptaki w gałęziach drzew –
Ginące pokolenia – nucące swój śpiew,
Wodospady łososi, pełne makreli wody,
Ryby, zwierzyna, ptactwo, jak lato długie opiewa
Wszystko, co się poczyna, umiera i rodzi.
Nie dba, kogo muzyka zmysłów pochłonęła,
O wiecznie młody umysł i o jego dzieła.
[„Żeglując do Bizancjum”, przekład: Ludmiła Marjańska]


To nie jest kraj dla starych ludzi. Między drzewa
Młodzi idą w uścisku, ptak leci w zieleni,
Generacje śmiertelne, a każda z nich śpiewa,
Skoki łososi, w morzach ławice makreli.
Całe lato wysławiać będą chóry ziemi
Wszystko, co jest poczęte, rodzi się, umiera.
Nikt nie dba, tą zmysłową muzyką objęty,
O intelekt i trwałe jego monumenty.
[„Odjazd do Bizancjum”, przekład: Czesław Miłosz]


Ląd, który mam za sobą, to nie kraj dla starca.
Splecione ciała młodych, drzewa pełne treli
Ptaków, którym na jedną pieśń życia nie starcza,
Wędrujące łososie, ławice makreli:
Przez całe lato huczy wrzawa bałwochwalcza
Poczęć, narodzin, zgonów. Wszyscy zapomnieli
W tej hipnotycznej zmysłów muzyce, jak wiele
Znaczy trwałość dzieł, które buduje intelekt.
[„Odpływając do Bizancjum”, przekład: Stanisław Barańczak]


To nie jest kraj dla starych ludzi, młodzi
W ramionach młodych, ptaki w swoich pieśniach
– Ginące pokolenia – w róż ogrodzie,
Makreli morze, łososiowa rzeka;
Ptak, ssak i ryba latem zalecają
Poczęcie, które rodzi się do śmierci,
Tak uwikłane w swój zmysłowy taniec,
Pomniki myśli wiecznej mają za nic.
[„Żeglując do Bizancjum”, przekład: Jolanta Kozak]


Ten kraj nie jest dla starców. Młodzi
Tu chodzą w objęciach, ptaki w drzew listowiu
– ich pokolenia śmiertelne – oddane śpiewaniu.
Kaskady pełne łososi, w morzach ławice makreli,
Ryba, ciało i ptactwo sławią tu całe lato
Co poczęte, co rodzi się i co umiera.
Schwytane w sieć muzyki zmysłów
Pomijają pomniki nieśmiertelnego umysłu.
[„Żeglując do Bizancjum”, przekład: Bogdan Czaykowski]

środa, 5 października 2022

Uniwersytet to nie łaźnia

Norbert Wiener, twórca cybernetyki, napisał o niej, że była „największą matematyczką, jaka kiedykolwiek żyła i największą z obecnie żyjących kobiet, które uprawiają jakąkolwiek dziedzinę nauki, uczoną co najmniej na poziomie pani Curie”. Albert Einstein po jej śmierci stwierdził, że była „najwybitniejszym kreatywnym geniuszem matematycznym, który pojawił się, od kiedy kobiety otrzymały dostęp do wyższej edukacji”.

Dla Emmy Noether droga od dostępu do wyższej edukacji do uznanej uniwersyteckiej pozycji i stanowiska była jednak długa i nielekka.

Uczęszczała do miejskiej szkoły średniej dla dziewcząt, gdzie zgodnie z ówczesnym programem nauczania przekazywano tylko elementarną wiedzę z różnych przedmiotów. Nauka nie obejmowała przygotowań do matury, którą zdawali uczniowie kończący gimnazjum, niedostępne dla dziewcząt w Bawarii. Jako osiemnastolatka Emmy Noether zdała państwowy egzamin na nauczanie języka angielskiego i francuskiego w szkołach dla dziewcząt. Była jednak córką matematyka, jej ojciec wykładał na uniwersytecie w Erlangen. Przy wsparciu ojca uzyskała pozwolenie na uczęszczanie na wykłady uniwersyteckie jako wolna słuchaczka. Zaledwie dwa lata wcześniej senat uczelni zadeklarował, że wprowadzenie koedukacji „zakłóci spokój akademicki”. Emma, jedna z dwóch kobiet na niemal tysiąc studentów uniwersytetu, musiała osobiście uzyskać pozwolenie od każdego profesora, na którego zajęcia chciała uczęszczać. Przez kolejne trzy lata brała udział w kursach z matematyki, historii, języków romańskich, jednocześnie przygotowując się do egzaminu maturalnego. Maturę zdała eksternistycznie, w gimnazjum w Norymberdze.

Mając 22 lata, zapisała się na uniwersytet w Erlangen, gdzie przez następne cztery lata studiowała matematykę. Studia ukończyła, uzyskując doktorat pod kierunkiem Paula Gordana, pracą „O kompletnych układach niezmiennych dla trójskładnikowych form bikwadratowych”. Została w ten sposób drugą Niemką, która zrobiła doktorat z matematyki na niemieckim uniwersytecie. Niestety, płatne stanowiska uniwersyteckie po doktoracie były zarezerwowane dla jej kolegów-mężczyzn. Emma nieoficjalnie i bez żadnego wynagrodzenia przez siedem lat pracowała na uczelni, wspierała projekty badawcze swojego ojca i Paula Gordana, rozwijała własne projekty, niekiedy prowadziła wykłady w zastępstwie chorego ojca, a nawet nadzorowała doktorantów. W tym czasie dołączyła do Niemieckiego Towarzystwa Matematyków. Zaczęła publikować artykuły z zakresu algebry abstrakcyjnej, dziedziny matematyki, do której z biegiem czasu wniosła fundamentalny wkład.

Jej prace zwróciły uwagę profesorów z Uniwersytetu w Getyndze, jednego z najważniejszych wówczas ośrodków myśli matematycznej na świecie. David Hilbert (ten od przestrzeni Hilberta) i Felix Klein (ten od butelki Kleina) podjęli starania o umożliwienie jej habilitacji na tej uczelni, dzięki czemu Noether mogłaby oficjalnie prowadzić wykłady i uzyskałaby prawo ubiegania się o zatrudnienie w charakterze profesora.

20 lipca 1915 roku Emmy Noether złożyła wniosek o habilitację na Uniwersytecie w Getyndze. Podczas burzliwych debat nad jej podaniem wielu wykładowców, szczególnie z wydziałów humanistycznych, stanowczo sprzeciwiało się habilitacji kobiet. Jeden z oburzonych protestował: „Co pomyślą nasi żołnierze, gdy wrócą z wojny i stwierdzą, że muszą uczyć się u stóp kobiety?” To właśnie podczas tej dyskusji o „nieodpowiedniej” płci kandydatki padło słynne zdanie Hilberta:

— Moi panowie, uniwersytet to nie łaźnia!

Ostatecznie Hilbert i Klein zdołali zwyciężyć. Niestety, pruski dekret z roku 1908 zakazywał habilitacji kobiet. Wydział matematyczno-naukowy złożył oficjalny wniosek do ministra o wyjątkowe, szczególne zwolnienie z tego przepisu dla Emmy Noether, uzyskał jednak odpowiedź odmowną. Ostatecznie zajęcia z zaawansowanych zagadnień algebraicznych były oficjalnie prowadzone pod nazwiskiem Hilberta, a Noether, która w rzeczywistości prowadziła je samodzielnie, formalnie występowała jako jego „asystentka”.

Udowodniła wówczas jedno z fundamentalnych twierdzeń fizyki teoretycznej, tzw. twierdzenie Noether, określające związek symetrii praw fizycznych rządzących systemem z zasadami zachowania odpowiednich wielkości. Między innymi rozwiązywało to pewien kłopot zauważony przez Hilberta w ogólnej teorii względności. Einstein po otrzymaniu jej pracy napisał do Hilberta: „Jestem pod wrażeniem, że takie rzeczy można rozumieć w tak ogólny sposób. Stara gwardia w Getyndze powinna się uczyć od panny Noether”.

Po przegranej wojnie światowej i upadku Cesarstwa Niemieckiego w Republice Weimarskiej przyznano kobietom prawo do głosowania, zmieniono również regulamin habilitacji. W 1919 roku Emmy Noether stała się pierwszą kobietą w Niemczech, która habilitowała się z matematyki. Uzyskała dzięki temu status privatdozenta, nieopłacanego przez uczelnię, prywatnego wykładowcy uniwersyteckiego. W roku 1922 na wniosek uniwersytetu otrzymała od ministra nauki, sztuki i edukacji publicznej tytuł „nieoficjalnego profesora nadzwyczajnego”, co jednak nie zmieniało jej sytuacji formalnej ani nie wiązało się z żadnym wynagrodzeniem. Rok później, kiedy miała 41 lat i od 16 lat pracowała naukowo, podpisała z uczelnią umowę na nauczanie algebry, uzyskała swoje pierwsze, nisko płatne stanowisko, o które musiała składać podanie na każdy kolejny semestr. Nigdy nie otrzymała pełnego tytułu profesorskiego.

poniedziałek, 3 października 2022

Jak zachować świeżość jedzenia

Przypisywany Apicjuszowi poradnik „O sztuce kulinarnej” to jedyna zachowana antyczna książka kucharska. Jedyna spośród wielu, jakie znali starożytni Grecy i Rzymianie. Dzięki pokoleniom osób, które ją przepisywały, przetrwała starożytność, przetrwała średniowiecze, dotrwała aż do epoki druku, kiedy w roku 1498 ukazała się nakładem mediolańskiej oficyny. Ręczne przepisywanie to sporo pracy. Możemy przypuszczać, że podane w niej porady i przepisy kuchni starożytnego Rzymu zostały dobrze sprawdzone. To mnie chyba usprawiedliwia? Sam nie sprawdzałem.

XI. Aby smażone ryby zachowały długo świeżość: Zaraz po usmażeniu i zdjęciu z patelni polewa się je gorącym octem.
(…)
XX. W jaki sposób długo przechowasz świeże figi, jabłka, śliwki, gruszki i wiśnie: Wszystkie te owoce z ogonkami starannie przebierz i włóż je do miodu w taki sposób, aby się ze sobą nie stykały.
[Apicjusz, „O sztuce kulinarnej”, ks. I; przekład: Ireneusz Mikołajczyk i Sławomir Wyszomirski]