LZ 129 „Hindenburg”, niemiecki sterowiec pasażerski, największy statek powietrzny w historii.
Ukończony wiosną 1936 roku sterowiec, nazwany na cześć zmarłego dwa lata wcześniej niemieckiego prezydenta, Paula von Hindenburga, zasłużonego feldmarszałka I wojny światowej, mierzył 245 m długości i miał ponad 40 metrów średnicy. Jego kadłub zawierał w 16 zbiornikach 200 tysięcy m³ gazu, zapewniającego udźwig ponad 200 ton. Dzięki czterem potężnym silnikom diesla osiągał prędkość podróżną 125 km/h, co umożliwiało podróż z Niemiec do USA w ciągu zaledwie kilku dni.
Dwa pokłady wewnątrz kadłuba sterowca mieściły pomieszczenia dla ponad stu osób, w tym około 40 członków załogi. Za cenę biletu równą 400 dolarów pasażerowie podróżujący z Europy do Ameryki mieli do dyspozycji dwuosobowe kabiny sypialne, przestronną jadalnię, łazienki, palarnię, przeszklone korytarze spacerowe.
„Hindenburg” miał tylko jedną istotną wadę. Konstruktorzy jako główny gaz nośny przewidzieli hel, lekki gaz szlachetny, który nie wchodzi w reakcję z tlenem, więc jest niepalny. Z powodu embarga narzuconego przez Stany Zjednoczone, w praktyce jedynego wówczas producenta helu na skalę przemysłową, zdecydowano się na inne rozwiązanie, mając nadzieję, że zakaz eksportu niedługo zostanie zdjęty. Zbiorniki zamiast helem wypełniono tańszym, łatwiejszym w produkcji wodorem, gazem lżejszym, dającym większą siłę nośną, ale niebezpiecznym. Mieszanka wodoru i tlenu — lub wodoru i powietrza — jest silnie wybuchowa, wystarczy iskra… Niemcy mieli jednak duże doświadczenie z wodorem jako gazem nośnym i wcześniej nigdy nie zdarzyły się przypadkowe pożary wodoru na cywilnych sterowcach, więc przejście z helu na wodór nie wzbudziło większych obaw.
![]() |
Po wystartowaniu z Frankfurtu z niemal setką osób na pokładzie i trzydniowej podróży przez Atlantyk „Hindenburg” 6 maja 1937 dotarł do wybrzeża Ameryki. Czekając na poprawę pogody, zrobił rundę nad Manhattanem, po czym kiedy burza minęła, poleciał na lądowisko Lakehurst. Sterowiec zawisł przy wieży cumowniczej. O 19:21, gdy „Hindenburg” znajdował się na wysokości 90 metrów, z dziobu zrzucono grube liny do lądowania, pochwycone przez obsługę naziemną. Na miejscu byli obecni wysłannicy mediów, zachowały się fotografie, nagranie radiowe oraz filmowe. Sprawozdawca radia WLS Chicago przekazywał:
— Teraz praktycznie stoi w miejscu. Zrzucono liny z dziobu statku i kilku ludzi na polu je pochwyciło. Znowu zaczyna padać… deszcz trochę osłabł. Tylne silniki statku zaledwie utrzymują go w miejscu, na tyle, żeby nie dopuścić do… Stanął w płomieniach!!! Z drogi! Z drogi! Och… płonie i się rozpada! Straszliwie się rozpada! Och, z drogi, proszę! Płonie, cały w płomieniach i… i spada na maszt cumowniczy… (…) To… To jest… Ja… Nie mogę mówić, panie i panowie.
W trwającej kilkadziesiąt sekund katastrofie „Hindenburga” zginęła jedna trzecia załogi i podróżnych, część spalonych ogniem, inni wskutek upadku z dużej wysokości. Wstrząs, jaki wywołała katastrofa wśród opinii publicznej, gwałtownie zakończył epokę wykorzystywania sterowców jako środka komunikacji pasażerskiej.



