sobota, 2 sierpnia 2025

Agni Parthene, czyli greka nie tak znowu obca

Pod koniec XIX wieku grecki mnich Nektariusz z Eginy, uznany w 1961 za świętego, napisał jeden z najbardziej popularnych hymnów maryjnych w prawosławiu, „Agni Parthene”. Hymn ma postać litanii: po każdym wersie inwokacyjnym, wymieniającym cnoty i tytuły, następuje wers refrenu.

Co ciekawe, co najmniej sam początek hymnu daje się jako tako zrozumieć, nawet jeśli ktoś nigdy nie uczył się języka greckiego. Pierwsze jego słowa brzmią (kreski nad samogłoskami oznaczają akcent w wyrazie):

Agní Parthéne Déspina, Áchrante Theotóke
Αγνή Παρθένε Δέσποινα, Άχραντε Θεοτόκε

„Agni” może nie budzić skojarzeń… chyba że ktoś ma na imię Agnieszka. W dawnej grece zapisywano ten przymiotnik ἁγνή, z przydechem, wymawiane hagnḗ, co oznacza: czysta.

„Parthene” to wołacz od rzeczownika parthenos, znanego jako jeden z epitetów bogini Ateny, zachowany w nazwie świątyni na ateńskim Akropolu: Partenon, czyli świątynia Ateny-Dziewicy; do polszczyzny wyraz ten wszedł również w terminie partenogeneza, czyli dzieworództwo.

„Despina”, zapisywane δέσποινα i wymawiane dawniej despoina, jako epitet maryjny używane od czasów bizantyjskich, było w  starożytności epitetem nienazywanej imieniem córki Posejdona i Demeter, a także tytułem innych bogiń: Persefony, Demeter, Hekate, Afrodyty. Oznacza po prostu: pani. To żeńska forma rzeczownika despótēs, czyli po polsku despota. Pierwotnie w grece wyraz despota nie miał żadnych negatywnych konotacji i oznaczał pana domu, a także kogoś panującego nad innymi, podobnie jak jego łaciński odpowiednik dominus. W cesarstwie wschodniorzymskim był tytułem następców tronu.

Pierwsze wyrazy hymnu Nektariusza oznaczają więc: „Czysta Dziewico, Pani”.

„Achrante” niestety nijak nie weszło do polszczyzny; to rodzaj żeński przymiotnika oznaczającego: nieskazitelny, nieskalany.

„Theotoke” to wołacz od maryjnego tytułu Theotokos, czyli dosłownie: Boga-rodzicielka, Bogurodzica.

Następnie mamy refren:

Χαίρε Νύμφη Ανύμφευτε
Chére Nímfi Anímfefte

„Chere” to obecna wymowa słowa χαίρε (chaire). W starożytnej grece było to zwykłe słowo przywitania, pozdrowienia. To samo, którym w greckim tekście ewangelii według Łukasza anioł zwraca się do Marii, zwiastując jej dobrą nowinę: „Χαίρε, κεχαριτωμενη”. Tradycyjnie tłumaczone na polski jako „Zdrowaś" (=bądź pozdrowiona), chociaż znaczy tyle co „ciesz się", „raduj się" i w kontekście sceny w ewangelii dosłowne znaczenie greckie pasuje znacznie lepiej niż polskie.

„Nimfi” bardziej rozpoznawalne jest w pisowni i dawnej wymowie: νύμφη (nimfē). Owszem, tak jak się kojarzy, oznacza to… nimfę. Nimfy, starożytne greckie boginki natury, wyobrażano pod postacią młodych, pięknych dziewcząt. Oznaczało także taką młodą kobietę, pannę na wydaniu lub świeżo po ślubie. W greckiej terminologii kościelnej słowo to oznacza pannę młodą, podniośle: oblubienicę.

„Animfefte” pochodzi od nimfe, ze znanym nam skądinąd przedrostkiem negującym -a, i oznacza: niezamężna, niepoślubiona.

Pierwsze dwie linijki tłumaczą się więc dosłownie jako:

Czysta Dziewico, Pani, niepokalana Bogurodzico,
Bądź pozdrowiona, Oblubienico niezaślubiona.

sobota, 12 lipca 2025

Konika

Hypatia, najsławniejsza uczona starożytności, była córką Teona z Aleksandrii, matematyka i astronoma. O jej dorobku wiemy niewiele. Być może współpracowała z ojcem nad jego redakcją „Elementów”, najważniejszego traktatu geometrycznego, w którym Euklides usystematyzował wiedzę matematyczną i jako pierwszy przedstawił ją w formie systemu wniosków z zaproponowanego przez siebie zestawu aksjomatów. „Elementy” w edycji Teona do XIX w. stanowiły podstawowy podręcznik geometrii i wzór ścisłości wykładu. Z pewnością wspólnie z ojcem Hypatia opracowała „Almagest”, wielkie kompendium astronomiczne Ptolemeusza z matematycznym wykładem geocentryzmu. Jako jedyna w starożytności napisała komentarze do „Arytmetyki” Diofantosa, zawierającej sposoby rozwiązań równań algebraicznych. Wiemy również, że była autorką komentarzy do traktatu o krzywych stożkowych, napisanego pięćset lat wcześniej przez Apoloniusza z Pergi.

Niestety, komentarze Hypatii do „Stożkowych” (po grecku: 𝘒𝘰𝘯𝘪𝘬𝘢) nie zachowały się, a samo dzieło Apoloniusza, najważniejsza pozycja na temat tych krzywych do czasu wynalezienia geometrii analitycznej, przetrwało tylko częściowo. Cztery pierwsze księgi zachowały się w oryginale.

W pierwszej księdze traktatu Apoloniusz podał definicje stożkowych i kilkadziesiąt twierdzeń. Przede wszystkim wskazał wszystkie możliwe przekroje stożka: jeśli przeciąć go płaszczyzną przechodzącą przez wierzchołek, otrzymamy trójkąt; jeśli równolegle do podstawy, otrzymamy okrąg o środku na osi stożka; jeśli przetniemy stożek pod kątem do podstawy, ale mniejszym niż kąt między podstawą a tworzącą stożka (odcinkiem łączącym wierzchołek z podstawą), to otrzymamy elipsę; jeśli przetniemy płaszczyzną równoległą do tworzącej, otrzymamy parabolę; jeśli równoległą do osi stożka, wówczas hiperbolę. Terminy elipsa, parabola, hiperbola, używane do dziś, pochodzą z dzieła Apoloniusza. Kolejne trzy greckie księgi zawierają następne twierdzenia i ich dowody.

Ponieważ ze wstępu Apoloniusza do pierwszej księgi „Stożkowych” wiadomo było, że pierwotnie dzieło składało się z ośmiu ksiąg, od czasów Odrodzenia uczeni europejscy bacznie przyglądali się manuskryptom, w których mogły ocaleć brakujące cztery księgi. Pierwszy z nich, arabskie kompendium, dotarł w 1578 roku jako podarunek od patriarchy Antiochii dla kardynała Ferdynanda Medyceusza. Po śmierci brata Ferdynand objął tron Wielkiego Księstwa Toskanii i między innymi założył pierwszą drukarnię w Rzymie, która miała drukować dzieła po arabsku. Kierownik drukarni zamierzał wydać dzieło o stożkowych drukiem, ale nie zrobił tego aż do śmierci, a potem sprawa popadła w zapomnienie.

Następnie w roku 1629 powrócił z podróży na Wschód Jacobus Golius, profesor języków orientalnych uniwersytetu w Lejdzie, który przywiózł bogaty zbiór rękopisów arabskich i perskich, wśród nich kodeks ze „Stożkowymi” w średniowiecznym arabskim tłumaczeniu. Manuskrypt obejmował brakującą piątą, szóstą i siódmą księgę dzieła Apoloniusza. Golius, który wkrótce po powrocie został na swoim uniwersytecie mianowany dodatkowo profesorem matematyki, miał wydać odnalezione księgi drukiem. Zajęty pracą nad swoim wielkim słownikiem arabsko-łacińskim, nie wydał ksiąg Apoloniusza do końca życia, co więcej: usilnie strzegł dostępu do rękopisu i na wszelkie sposoby zniechęcał innych, którzy chcieli się podjąć publikacji.

karta arabskiej wersji „Stożkowych”
Karta arabskiej wersji „Stożkowych”,
zapisem testamentowym Marsha przekazanej Oksfordowi;
foto: Bodleian Libraries, University of Oxford, CC BY-NC 4.0

Po śmierci Goliusa jego cenna kolekcja, w tym „Stożkowe”, przypadła nie bibliotece uniwersyteckiej, ale spadkobiercom uczonego, którzy przez trzydzieści lat bez skutku negocjowali z uniwersytetem w Cambridge sprzedaż. Wreszcie w 1696 wystawili manuskrypty na aukcji. Część rękopisów, między innymi arabski przekład Apoloniusza, zakupił specjalny wysłannik Narcissusa Marsha, ówczesnego arcybiskupa Dublina, patrona uczonych i założyciela Biblioteki Marsha.

Wreszcie zadanie powierzono człowiekowi, który się z niego wywiązał: w 1710 roku w Oksfordzie ukazało się wielkie wydanie siedmiu ksiąg „Stożkowych” Apoloniusza wraz z tłumaczeniem na łacinę, opracowane przez Edmonda Halleya. Tego samego matematyka i astronoma Halleya, który pięć lat wcześniej w danych historycznych odnalazł powtarzające się podobne parametry orbity eliptycznej i jako pierwszy przewidział czas ponownego pojawienia się komety na niebie. Zwanej dziś kometą Halleya.

Ósma księga „Stożkowych” Apoloniusza z Pergi pozostaje nieznana do dziś.

poniedziałek, 23 czerwca 2025

Rodopis. Utracony pantofelek

I ten [król Egiptu Mykerinos] pozostawił po sobie piramidę, o wiele mniejszą od piramidy ojca (…) Niektórzy z Hellenów utrzymują, że jest to piramida hetery Rodopis [gr.: „Różanolica”], ale ich twierdzenie nie jest słuszne. A zdaje mi się, że tak twierdząc, nawet nie wiedzieli, kto to była Rodopis. Bo w takim razie nie przypisywaliby jej budowy takiej piramidy, na którą niezliczone, jak to mówią, tysiące talentów wyłożono. Dodajmy do tego, że Rodopis słynęła za czasów króla Amazysa, a nie za tego króla. Wszak dopiero w bardzo wiele lat później niż owi królowie, którzy zostawili po sobie te piramidy, żyła Rodopis, z pochodzenia Traczynka, która była niewolnicą Iadmona, syna Samijczyka Hefajstopolisa, a współniewolnicą bajkopisarza Ezopa. (…)

Rodopis zaś przybyła do Egiptu, zawieziona tam przez Samijczyka Ksantesa. Przybyłą dla uprawiania swego rzemiosła wykupił za wysoką cenę Mitylenejczyk Charaksos, syn Skamandronymosa, a brat poetki Safony. Tak więc Rodopis stała się wolna i pozostała w Egipcie, a ponieważ była pełna powabu, zdobyła wielkie skarby — jak na Rodopis, ale nie takie, żeby na tego rodzaju piramidę wystarczyły. (…) Oto za dziesiątą część swego majątku kazała sporządzić liczne żelazne rożny do nadziewania na nie całych wołów, o ile dziesiąta część na to jej starczyła, i odesłała je do Delf. Są one jeszcze teraz nagromadzone w tyle za ołtarzem, który poświęcili Chioci, naprzeciw samej kaplicy. Tak się jakoś składa, że w Naukratis [grecka kolonia handlowa w delcie Nilu] hetery są pełne uroku. Nie tylko bowiem ta, o której tu mowa, istotnie tak zasłynęła, że nawet wszyscy Hellenowie imię Rodopis poznali, lecz także po niej inna, która nazywała się Archidike, opiewana była po całej Helladzie, mniej jednak o niej niż o tamtej mówiono. Kiedy zaś Charaksos po wykupieniu Rodopis wrócił do Mityleny, bardzo go Safona w jednej z pieśni wyszydziła. O Rodopis więc na tym kończę.
[Herodot, „Dzieje” II 134-135; przeł. Seweryn Hammer]

Co ciekawe, imiona braci Safony: Charaksosa, który prowadził morski handel i wykupił Rodopis z niewoli, Larichosa, który pełnił funkcję podczaszego w prytanejonie, odpowiedniku ratusza, w ojczystym mieście Mitylenie na wyspie Lesbos, oraz Eurygiosa, przez długi czas znane nam były wyłącznie z tradycji antycznej, ale nie z twórczości poetki. Aż do roku 2004, kiedy do rąk filologa z Uniwersytetu Oksfordzkiego trafił kawałek papirusu z prośbą właściciela o przetłumaczenie tekstu. Na papirusie przetrwały dwa utwory wierszem. Pierwszy, bardzo dobrze zachowany, choć z brakującym początkiem, liczy pięć strof safickich, charakterystycznych dla wierszy Safony, i wyraża nadzieję na szczęśliwy powrót Charaksosa z morskiej podróży handlowej, a w drugiej części na to to, że młodszy Larichos wreszcie dorośnie i uwolni rodzinę od trosk.

W świecie antycznym jeszcze pięćset lat później krążyły niezwykłe opowieści o pięknej Rodopis. Strabon, grecki podróżnik i geograf z pierwszego wieku naszej ery, pisze:

Te piramidy znajdują się blisko siebie i na tym samym poziomie; ale dalej, wyżej na wzgórzu, znajduje się trzecia, dużo mniejsza od tamtych dwóch, choć zbudowana znacznie większym kosztem. (…) Powiadają, że to grobowiec kurtyzany, zbudowany przez jej kochanków, kurtyzany, której imię według poetki Safony brzmiało Doriche, a była ukochaną brata Safony Charaksosa, który handlował winem z Lesbos, dostarczając je do Naukratis. Inni nazywają ją Rodopis.

Opowiadają, że gdy się kąpała, orzeł porwał jeden z jej sandałów z rąk służebnej i pofrunął z nim aż do Memfis. Król akurat wymierzał sprawiedliwość pod gołym niebem, gdy orzeł znalazł się nad nim i upuścił sandał na jego kolana. Wówczas król, poruszony zarówno pięknym kształtem sandała, jak i dziwnością zdarzenia, rozesłał ludzi na wszystkie strony kraju, by szukali kobiety, do której sandał należał. Gdy ją odnaleziono w mieście Naukratis, przywieziono ją do Memfis i została żoną króla. A kiedy umarła, uczczono ją wspomnianym grobowcem.
[Strabon, „Geographica” XVII 1.33]

To najwcześniejsza znana wersja o historii o Kopciuszku.

Fragment papirusu z dwoma wierszami Safony, opublikowanego po raz pierwszy w roku 2004
Fragment papirusu z dwoma wierszami Safony,
opublikowanego po raz pierwszy w roku 2004

czwartek, 19 czerwca 2025

Pitys

Mówiono na nią Pitys. Przyszła na świat w górzystej Arkadii na Peloponezie, którą późniejsi poeci opiewali jako mityczną pasterską krainę spokoju, wiecznej szczęśliwości i beztroski. Któregoś dnia ujrzał ją kozłonogi Pan, opiekun pól i lasów, i bez pamięci się w niej zakochał. Pitys była mu życzliwa, miał jednak współzawodnika: Boreasza, boga porywistego wiatru północnego. Gdy dziewczyna wybrała Pana, zazdrosny Boreasz strącił ją ze skały, a z jej ciała wyrosło drzewo, pierwsza sosna. Pitys po grecku oznacza sosnę.

Sosna, fot. Andrey Fedoseev, CC-BY-SA
Sosna, fot. Andrey Fedoseev, CC-BY-SA

wtorek, 10 czerwca 2025

Mersu, starożytny przysmak

Pewną popularność wśród miłośników dawnych przepisów kulinarnych zdobył sobie starożytny 𝘮𝘦𝘳𝘴𝘶 (𝘮𝘦𝘳𝘴𝘶𝘮, 𝘮𝘪𝘳𝘴𝘶, 𝘮𝘪𝘳𝘪𝘴𝘶). Potrawę tę znamy z tekstów zapisanych na glinianych tabliczkach, znalezionych w pałacowym archiwum królestwa Mari w północnej Mezopotamii. Z czasów króla Zimri-Lim (ok. 1775 p.n.e), pochodzi notatka administracyjna w języku akadyjskim:

„(otrzymano) 1 GUR daktyli i 10 SILA pistacji na zrobienie 𝘮𝘦𝘳𝘴𝘶, królewskiego posiłku. 14 (dnia) miesiąca 𝘬𝘪𝘴𝘬𝘪𝘴𝘴𝘶, rok następny po zdobyciu Ašlakki przez króla Zimri-Lima”.

Czym był mersu, do którego były potrzebne daktyle i orzeszki? Prócz tego, że był przysmakiem królewskim, w niektórych tekstach z Mari występuje wśród ofiar składanych bóstwom. Zadanie jego przygotowania powierzano osobie o odpowiedniej wiedzy, określanej jako 𝘦𝘱𝘪𝘴̌𝘢𝘵 𝘮𝘪𝘳𝘴𝘪: wytwórca mersu. Dowiadujemy się też, że składniki na mersu mieszano w wielkich naczyniach, 𝘥𝘪𝘲𝘢𝘳𝘶.

Sam wyraz 𝘮𝘦𝘳𝘴𝘶 pochodzi od 𝘮𝘢𝘳𝘢𝘴𝘶: mieszać, miesić, i niekiedy w piśmie poprzedzano go sumeryjskim znakiem ideograficznym NINDA. 𝘕𝘪𝘯𝘥𝘢 oznacza po sumeryjsku chleb lub jakiś inny wypiek, sporządzany z mąki mieszanej z wodą, mlekiem, piwem lub płynnym tłuszczem. Jak się wydaje, sumeryjskim odpowiednikiem mersu był wypiek ninda-i-de-a, również występujący w zestawieniach ofiar dla bogów. Sama nazwa wskazuje na mąkę mieszaną z olejem, a według najwcześniejszej wzmianki, pochodzącej z Ur z ok. roku 2100 p.n.e., robiono go z mąki z klarowanym masłem.

W tekstach powtarzają się informacje o „daktylach na mersu”, dlatego niektórzy tłumaczą mersu jako po prostu ciasto daktylowe. Późniejsze listy składników oprócz daktyli obejmują np. pistacje, figi, rodzynki oraz przyprawy: kminek, kolendrę, a co dziwniejsze, cebulę lub czosnek.

Podobnie jak w przypadku innych starożytnych potraw mezopotamskich nie dysponujemy niczym więcej poza nazwą i listą składników. Nie wiemy, jak je przygotowywano ani jak wyglądały. Współczesne przepisy na mersu najczęściej proponują kulki z ciasta ze słodkim nadzieniem z daktyli i pistacji, albo też jednorodne ciasto upieczone z mieszaniny posiekanych daktyli i orzeszków pistacjowych, mąki i oliwy, niekiedy z dodatkiem miodu, przypominające piernik. Cóż szkodzi spróbować?

wtorek, 27 maja 2025

Koń konsulem

Najwyższym urzędem w państwie rzymskim w czasach republiki i pryncypatu (wczesnego cesarstwa) był sprawowany dwuosobowo przez rok konsulat. Konsulowie zwoływali posiedzenia senatu i przewodniczyli im. Nadzorowali wykonywanie uchwał senatu i zgromadzeń ludowych. Przyjmowali poselstwa obcych państw. Sprawowali najwyższą władzę sądowniczą: tylko oni mogli unieważniać decyzje pretorów miejskich, zajmujących się jurysdykcją cywilną na terenie Rzymu. Byli zwierzchnikami sił zbrojnych państwa. Konsulów wybierano w głosowaniu powszechnym na zgromadzeniach ludowych zwanych komicjami centurialnymi. W praktyce wczesnego cesarstwa to cesarz decydował o nominacji, choć wybory nadal się odbywały.

W przeddzień igrzysk cyrkowych na których miał biegać jego koń, Incitatus, [Kaligula] nakazywał przez żołnierzy ciszę w całym sąsiedztwie, aby nikt nie zakłócał jego odpoczynku. Dał mu nie tylko marmurową stajnię i żłób z kości słoniowej, czapraki purpurowe, naszyjniki z drogich kamieni, lecz nawet pałac, rzeszę niewolników i meble, aby tym wystawniej podejmować osoby zaproszone w imieniu konia. Podobno miał zamiar wyznaczyć go na konsula.
Swetoniusz, „Żywoty cezarów. Kaligula”, 55; przeł. Janina Niemirska-Pliszczyńska]

sobota, 24 maja 2025

Trudy i koszty na nic

Pomimo trzech kolejnych małżeństw Gajusz Juliusz Cezar nie miał ślubnego syna, a jego córka Julia zmarła młodo i bezpotomnie. Kiedy zginął w zamachu i otwarto jego testament, okazało się, że adoptował w nim i wyznaczył na swojego spadkobiercę syna swojej siostrzenicy, 19-letniego Gajusza Oktawiusza. Młodzieniec zaakceptował dziedzictwo i w związku z tym przyjął nazwisko i przydomek nowej rodziny; nazywał się odtąd… Gajusz Juliusz Cezar. Dla odróżnienia nazywa się go dzisiaj Gajuszem Juliuszem Cezarem Oktawianem, częściej krótko: Oktawianem. Początkowo poróżniony z konsulem Markiem Antoniuszem, byłym wodzem Cezara, sformował wraz z nim i drugim wodzem cezarian, Lepidusem, porozumienie, które pozwoliło im na pokonanie zabójców Cezara, a następnie podzielenie pomiędzy siebie prowincji republiki rzymskiej. Upłynęło kilka lat, Oktawian zaczął używać tytułu po prostu „imperator Cezar” (dosłownie: zwycięski wódz Cezar) i po ostatniej wspólnej akcji militarnej pozbył się Lepidusa, skazał go na wygnanie, po czym rozpoczął przygotowania do rozprawy z Antoniuszem. W wielkiej bitwie morskiej pod Akcjum flota Oktawiana pokonała siły Marka Antoniusza i jego żony, egipskiej królowej Kleopatry. Dziedzic zamordowanego kilkanaście lat wcześniej Cezara stał się jedynym panem rozległego państwa rzymskiego. Po kilku latach senat nadał mu wyjątkowy tytuł: Augustus, „wywyższony dzięki boskiej mocy”. Oktawian August stał się pierwszym cesarzem rzymskim. Miał wówczas 35 lat. Zanim to jednak nastąpiło…

„Uskrzydlony zwycięstwem pod Akcjum wracał do kraju. Wśród gratulujących mu ludzi, jacy wyszli naprzeciw, był człowiek trzymający kruka, którego wyuczył mówić: »Bądź pozdrowiony Cezarze, zwycięski imperatorze!«. Zdziwiony Cezar kupił gorliwego ptaka za dwadzieścia tysięcy sesterców. Wspólnik tresera, któremu z tego hojnego wynagrodzenia nic się nie dostało, zaręczył Cezarowi, że tamten ma też innego kruka, którego powinien kazać sobie przynieść. Kiedy go przynieśli, ptak wypowiedział słowa, których się nauczył: »Bądź pozdrowiony zwycięski imperatorze Antoniuszu!«. [August] nie rozgniewał się, uznawszy, że wystarczy, jeśli każe tamtemu podzielić się zapłatą z towarzyszem.

Gdy podobnie powitała go papuga, kazał ją kupić. Zdumiony tą samą umiejętnością sroki, ją także odkupił. Skłoniło to biednego szewca, żeby wyuczyć kruka podobnego powitania. Ptak jednak nie odpowiadał, a on, zrujnowany kosztami, które musiał ponieść, zwykł do niego mówić: »Trudy i koszty na nic«. Pewnego razu jednak kruk zaczął powtarzać dyktowaną formułę powitalną. Gdy ją usłyszał przechodzący obok August, odpowiedział: »Dość już mam w domu takich pozdrawiaczy«. Kruka zaś nie zawiodła pamięć i dołożył też słowa skargi, które tyle razy słyszał od pana: »Trudy i koszty na nic«. Cezar się na to roześmiał i kazał kupić kruka za cenę, jakiej dotąd za ptaka jeszcze nie zapłacił”.
[Makrobiusz, „Saturnalia”, II 4,29–4,30; przeł. Tomasz Sapota]

czwartek, 1 maja 2025

Radosnym czyń swój dzień

Nikt przecie stamtąd nie wrócił,
by opowiedzieć o tym, czym się stali,
by opowiedzieć nam o swoich dziejach
i żeby serca nasze uspokoić,
zanim — my sami podążymy kiedyś
tam, dokąd oni już dawno odeszli.
(…)
A więc pachnidłem wonnym głowę namaść
i włóż na siebie muślinowe szaty,
które cudowną wonią przesycone:
bogów zaiste godny to podarek.
(…)
A więc radosnym czyń swój dzień
i niech cię to nie znuży,
bo tam się skarbów nie zabiera,
bo stamtąd się nie wraca.

[Pieśń harfiarza, papirus Harris 500, Teby, XIX dynastia, XIII w. p.n.e.; przeł. Tadeusz Andrzejewski]

Niewidomy harfista, malowidło ścienne z grobowca Nachta
Niewidomy harfista, malowidło ścienne z grobowca Nachta,
Teby, XVIII dynastia, XV w. p.n.e.

środa, 30 kwietnia 2025

Tylko na ziemi są kwiaty i pieśni piękne

Raz tylko przychodzimy na ziemię,
książęta Chichimeków.
Radujcie się, układajcie kwiaty.
Tylko przez chwilę jesteśmy na ziemi.
(…)
Dokąd zmierzamy? Dokąd odchodzimy?
Czy tam będziemy martwi,
czy żyli znowu?
Gdzie nikt nie umiera? Czy jest takie miejsce?

Tylko na ziemi
są kwiaty i pieśni piękne:
całe nasze bogactwo i ozdoba nasza.
Radujcie się!

[Poemat aztecki z XVI-wiecznego zbioru „Cantares Mexicanos”]

Macuilxochitl grający i śpiewający, Codex Borbonicus, fragment karty 4
Codex Borbonicus, fragment karty 4

Siedząca na stołku postać to Xochipilli (wym. Szoczipili), Książę Kwiatów, aztecki bóg radości, miłości, kwiatów, poezji i śpiewu, tutaj występujący pod swoim kalendarzowym przydomkiem Macuilxochitl (Makuilszoczitl), Pięć Kwiatów. Macuilxochitl gra na bębnie i śpiewa. Śpiew symbolizują wydobywające się z jego ust i unoszące się w powietrzu charakterystyczne kształty, przypominające schematycznie przestawione zawirowania wiatru lub dymu. Oznaczają one w manuskryptach azteckich mówienie, wypowiadane słowa. Duży rysunek tego symbolu zwieńczony kwiatem podkreśla, że Xochipilli śpiewa pieśń.

poniedziałek, 28 kwietnia 2025

Owoce dla taty

Justos syn Platona pozdrawia swego ojca! Posyłam Ci pełen kosz, który zawiera trzy miary fenickich (owoców) i dwadzieścia pięć (sztuk) perskich. Wcześniej wysłałem ci to samo w innym koszu. Tym razem dołączam etykietę z napisanym Twoim imieniem, żeby było wiadomo. Bywaj zdrów!
[Egipt, II wiek n.e.; British Library, papirus 2104]

Fenickie owoce, w oryginale φοινικια, to daktyle, owoce palmy, która obecnie nosi międzynarodową łacińską nazwę botaniczną Phoenix dactylifera, dosłownie daktylowiec fenicki.

Perskie owoce, w oryginale περσικὰ, to inaczej ,,perskie jabłka”, jak je nazywali Rzymianie, czyli brzoskwinie, owoce drzewa brzoskwini zwyczajnej, Prunus persica (śliwa perska).

środa, 23 kwietnia 2025

Pożytki z dezertera

Urodził się w Londynie jako James Lewis. Jego ojcem był iglarz, rzemieślnik wytwarzający igły. Matka pochodziła ze wsi, jej rodzina pracowała na roli. Po ukończeniu szkoły średniej, gdzie nauczył się francuskiego i liznął nieco łaciny i greki, podjął pracę jako oficjalista u agenta ubezpieczeniowego. Kiedy miał 21 lat, pokłócił się z ojcem i w gniewie zaciągnął się do armii. Szczególnej armii.

Władzę kolonialną nad Indiami w imieniu Korony sprawowała wielka prywatna korporacja zrzeszająca angielskich inwestorów: Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska. Jej potęga wyrosła z przyznanego jej przywileju monopolu na handel z Indiami, wspartego później prawem do pobierania podatków, zawierania sojuszy politycznych i wypowiadania wojen. Kompania bowiem nie tylko zatrudniała licznych urzędników, potrzebnych do zarządzania posiadłościami kolonialnymi, ale też utrzymywała własną armię.

Służba w Indiach nie była łatwa: gorący klimat, niewygody, tłumienie rozruchów i powstań miejscowej ludności… James Lewis miał szczęście, bo nieczęsto zdarzało się, żeby ktoś z jego wykształceniem trafił do wojska jako szeregowy kanonier. Oficerowie starali się dawać mu prace biurowe, a zdarzyło się nawet, że generał powierzył mu katalogowanie okazów fauny do publikacji. Nie wiadomo więc, co go skłoniło do nagłej decyzji. Po pięciu latach służby, 4 czerwca 1827, razem z kolegą z oddziału, Richardem Potterem, „samowolnie oddalił się z miejsca zakwaterowania” i już nie wrócił. Uciekli na zachód, wspólnie podróżowali przez Radżastan, a kiedy dotarli do doliny Indusu, każdy poszedł w swoją stronę. Lewis wędrował z biegiem rzeki, przez tereny dzisiejszego Pakistanu i pogranicza Afganistanu. Przekroczył przełęcz Chajber w górach Hindukusz i z okolic Kabulu udał się na południe, w stronę Kandaharu, po czym zawrócił do doliny Indusu. Po trzech latach wędrówek wrócił do Indii. Obawiając się, że może zostać pojmany za dezercję, przedstawiał się jako Charles Masson i opowiadał, że jest Amerykaninem z Kentucky, który przywędrował pieszo z Europy przez Persję i Afganistan. Pod tym nazwiskiem przeszedł do historii.

Podczas podróży szczególnie interesowały go miejscowe podania, zabytki przeszłości, starożytne miejsca i artefakty. Wiosną 1829 roku jako pierwszy Europejczyk zobaczył i opisał ruiny starożytnego miasta w pobliżu wioski Harappa na terenie dzisiejszego Pakistanu:

Za obozem widniał duży, okrągły kopiec, a na zachodzie nieregularne, skaliste wzniesienie zwieńczone pozostałościami budynków, fragmentami murów z niszami (…) Wieczorem wspięliśmy się na okrągły kopiec. Na szczycie było dość miejsca, aby zmieścić naszą grupkę i konie. Nie sposób było przyglądać się scenerii przed nami i patrzeć na ziemię pod naszymi stopami, nie dostrzegając, że wszystko to pasuje do Sangali z opisu Arriana: murowana forteca z jeziorem, a raczej bagnem, w północno-wschodnim narożniku; wzgórze, chronione potrójnym rzędem rydwanów i bronione przez Katajów, zanim pozwolili się zamknąć wewnątrz murów; rów między wzgórzem a fortecą, którym domknięto oblężenie miasta i skąd skierowano przeciwko niemu machiny. Dane Arriana są bardzo szczegółowe i trudno, żeby błędnie odnosiły się do Haripah, której położenie również idealnie pokrywa się z tym, co na podstawie wnioskowania musimy przypisać Sangali.
[Charles Masson, „Narrative of Various Journeys in Balochistan, Afghanistan and the Panjab”]

Masson mylił się jednak. Nie były to ruiny Sangali, obleganej i zdobytej przez Aleksandra Wielkiego podczas wyprawy do Indii, ale szczątki miasta starszego o tysiąc, a nawet o tysiące lat. Harappa została odkopana i tym razem poprawnie zidentyfikowana jako miasto z epoki brązu w roku 1921, podczas badań prowadzonych przez Indyjską Służbę Archeologiczną, a jej znaczenie zrozumiano dopiero po odkryciu kilka lat później Mohendżo Daro, innego miasta starożytnej cywilizacji doliny Indusu, istniejącej w okresie ok. 3000–1300 p.n.e.

Opowieści Massona o jego wędrówkach, miejscowych zwyczajach i sytuacji w odwiedzanych regionach zainteresowały Kompanię Wschodnioindyjską, która coraz bardziej niepokoiła się o bezpieczeństwo zachodnich granic Indii, ale niewiele wiedziała o tym, co się dzieje w Afganistanie. Pewien dociekliwy urzędnik Kompanii odgadł przeszłość Massona i przedstawił mu propozycję nie do odrzucenia. W zamian za darowanie mu dezercji miałby ponownie wyruszyć do Afganistanu, tym razem na koszt Kompanii, oficjalnie w celu prowadzenia badań archeologicznych.

Zgodził się i takie badania rzeczywiście prowadził. Z wykopalisk w ponad 50 buddyjskich stupach w okolicach Kabulu i Dżalalabadu zgromadził setki drobnych przedmiotów i ponad 40 tysięcy monet. Pod przybranym nazwiskiem publikował raporty o znaleziskach, zamieszczał rysunki, plany budowli, mapy. W czasach, kiedy zainteresowanie numizmatami z tego regionu koncentrowało się na monetach ze złota i srebra, uznał, że monety miedziane są o wiele ważniejsze dla celów badań historycznych. Jako pierwszy zauważył, że greckie nazwy i tytuły na awersach monet powtarzały się na rewersach w kharoszti, co doprowadziło później do rozszyfrowania tego starożytnego pisma indyjskiego. A w zamian za dostarczane potajemnie informacje szpiegowskie uzyskał od Kompanii oficjalne ułaskawienie.

W roku 1842 powrócił do Londynu i spisał wspomnienia z podróży. Ożenił się, miał dwójkę dzieci. Z trudem utrzymywali się ze skromnej emerytury przyznanej mu przez Kompanię w wysokości 100 funtów rocznie. Zmarł w wieku 53 lat.

czwartek, 17 kwietnia 2025

Najstarszy test ciążowy

Pierwszy w historii test ciążowy (i to ekologiczny):

Sposób na poznanie, czy kobieta urodzi, czy nie urodzi: (włożyć) trochę jęczmienia i trochę pszenicy, niech kobieta codziennie podlewa je swoim moczem, po równo jęczmienia i ziarna w obu workach. Jeśli jęczmień i pszenica wykiełkują, urodzi. Jeśli (tylko) jęczmień wykiełkuje, będzie chłopiec, jeśli (tylko) pszenica wykiełkuje, będzie dziewczynka. Jeśli żadne z nich nie wykiełkuje, nie urodzi.
[papirus berliński nr 3038, Nowe Państwo, ok. 1350-1200 p.n.e.; wg. G. Lefebvre’a]

W 1963 sprawdzono eksperymentalnie skuteczność egipskiego testu ciążowego. W badaniach przeprowadzonych na uniwersytecie Ain Shams w Kairze użyto próbek dwóch odmian pszenicy i dwóch odmian jęczmienia, które umieszczono na szalkach Petriego i podlewano moczem męskim i kobiecym, czystym oraz pół na pół z wodą. Próbki kontrolne tych samych odmian podlewano czystą wodą. Ziarna podlewane wodą po kilku dniach kiełkowały. Ziarna podlewane moczem męskim lub kobiet, które nie były w ciąży, nie wykiełkowały w żadnej próbce. Natomiast wypuszczały kiełki ziarna podlewane moczem kobiet w ciąży, choć nie w każdym przypadku. To oznacza, że starożytny test egipski nie dawał wyników fałszywie dodatnich: jeśli podlewane kobiecym moczem ziarna pszenicy lub jęczmienia wykiełkują, to kobieta na pewno jest w ciąży.

W badaniach użyto 40 próbek moczu od ciężarnych kobiet. W 12 przypadkach ziarna nie wykazały oznak wzrostu, w 5 przypadkach wypuściły niewielkie kiełki (0,1 mm), w pozostałych 23 przypadkach kiełki były wyraźnie widoczne, choć urosły mniejsze niż w ziarnach podlewanych wodą. Test wskazał więc poprawny wynik dla 70% kobiet w ciąży. Jak się przypuszcza, skuteczność „próby pszenicy i jęczmienia” wynikała zapewne z podwyższonego poziomu estrogenów w moczu ciężarnych kobiet, stymulującego kiełkowanie.

Sposób starożytnych Egipcjan okazał się natomiast całkowicie nieskuteczny w przewidywaniu płci przyszłego dziecka i być może wynikał po prostu ze skojarzenia: w języku staroegipskim, podobnie jak w polskim, jęczmień (𝘪𝘵) jest gramatycznie rodzaju męskiego, a pszenica (𝘣𝘦𝘥𝘦𝘵) żeńskiego.


P. Ghalioungui, Sh. Khalil, A. Ammar, „On an ancient Egyptian method of diagnosing pregnancy and determining foetal sex”, Med Hist. 1963 Jul; 7(3):241-6

poniedziałek, 14 kwietnia 2025

Nie pytaj żony w domu: „Gdzie to jest?”

Wskazówki pisarza Aniego sprzed 3000 lat:

Nie kontroluj żony w domu, gdy wiesz, że jest sumienna. Nie pytaj jej: „Gdzie to jest? Przynieś nam”. Położyła to na właściwym miejscu. Przypatruj się jej w milczeniu, a poznasz jej mocne strony. To radość, gdy twoja dłoń jest w jej dłoni. Wielu o tym nie wie.
część papirusu Boulaq 4 wg A. Mariette, „Les papyrus égyptiens du Musée de Boulaq”, Paris 1871
Część papirusu Boulaq 4
wg A. Mariette, „Les papyrus égyptiens du Musée de Boulaq”, Paris 1871

„Nauki Aniego”, papirus Kairo CG 58042 (=Boulaq 4), egipskie Nowe Państwo, ok. XIII-XII w. p.n.e.

wtorek, 8 kwietnia 2025

Meretseger, kochająca ciszę

Znamy ją z dwóch tylko zabytków, powstałych trzysta lat po jej śmierci. Nosiła imię Meretseger, co oznacza: Miłująca Ciszę. To samo imię nosiła później tebańska bogini, strażniczka spokoju zmarłych, mieszkająca na szczycie wzgórza w kształcie piramidy, górującego nad Doliną Królów, kryjącej w swoim wnętrzu wykuwane od czasów Nowego Państwa skalne grobowce królewskie.

Królowa Meretseger miała być żoną faraona Senusereta III, panującego w XIX w. p.n.e., w epoce Średniego Państwa. Tak przynajmniej wynika z inskrypcji na wschodniej ścianie świątyni w Semnie, w Nubii, sporządzonej w początkach panowania Totmesa III, władcy z czasów Nowego Państwa, oraz z uszkodzonej steli, również znacznie późniejszej niż czasy królowej Miłującej Ciszę. Według tych źródeł Meretseger jako najwcześniejsza egipska królowa nosiła tytuł Wielkiej Małżonki Królewskiej, 𝘏𝘦𝘮𝘦𝘵 𝘕𝘦𝘴𝘶 𝘞𝘦𝘳𝘦𝘵, który stał się stałym tytułem głównych żon królewskich, odróżniającym je od żon niższej rangi. Była również pierwszą królową małżonką, której imię zapisano w kartuszu.

Na wapiennej steli, datowanej na okres Nowego Państwa, przedstawiona została razem ze swoim mężem. Przed postacią, na wysokości nakrycia głowy, umieszczono imię. Hieroglify składające się na imię Meretseger otacza pionowy kartusz, stylizowana owalna pętla z prostopadłą kreską na końcu, obwódka, którą do tej pory oznaczano wyłącznie imiona faraonów.

Górna część wapiennej steli przedstawiającej Senusereta III w koronie Górnego Egiptu i królową Meretseger
Górna część steli przedstawiającej Senusereta III i królową Meretseger.
British Museum, EA846; The Trustees of the British Museum, CC BY-NC-SA 4.0

poniedziałek, 10 marca 2025

Ennigaldi-Nanna, opiekunka przeszłości

Żyła w Mezopotamii 2500 lat temu, była babilońską księżniczką, córką króla Nabonida.

Niemal dwa tysiąclecia dzieliły ją od czasów jednej z jej poprzedniczek, słynnej poetki Enheduanny, córki Sargona Wielkiego, arcykapłanki świątyni boga Nanny w mieście Ur. Dawne zwyczaje i urzędy odchodziły w zapomnienie. Upłynęło sześćset lat od śmierci ostatniej arcykapłanki sanktuarium, już od sześciuset lat żadna kobieta nie pełniła roli ziemskiej małżonki boga, przez pokolenia pełnionej przez córki i siostry królów.

Król Nabonid, jakby przeczuwając, jaka rola mu przypadnie, szczególnie interesował się historią. Kiedy podczas renowacji dawnych świątyń zgodnie z tradycją prowadził prace wykopaliskowe aż do fundamentów, by odtworzyć pierwotny plan budowli, nie poprzestawał na tym, ale dokładnie opisywał znalezione depozyty i starał się oszacować, jak dawno przed nim żyli poprzedni władcy. Odrestaurował znaleziony podczas odbudowy świątyni w Sippar uszkodzony posąg Sargona Wielkiego, ,,przez wzgląd na cześć należną bogom” oraz ,,szacunek dla władzy królewskiej”. Zafascynowany przeszłością, próbował też wskrzesić dawne zwyczaje i instytucje. W roku 547 p.n.e. przywrócił urząd arcykapłanki boga Nanny w Ur i zgodnie z tradycją mianował na to stanowisko, podobno wskazaną przez boskie znaki, swoją córkę. Przyjęła wówczas sumeryjskie imię, pod którym jest nam znana: Ennigaldi-Nanna.

Zamieszkała w odbudowanej przez ojca prastarej siedzibie arcykapłanek, zwanej 𝘨𝘪𝘱𝘢𝘳, przyświątynnej rezydencji, mierzącej około 100×50 metrów, w skład której wchodziły pokoje mieszkalne i pomieszczenia pomocnicze. Podczas wykopalisk prowadzonych w Ur w roku 1925 Leonard Woolley odkrył w jednym z pomieszczeń pałacu 𝘨𝘪𝘱𝘢𝘳 dziesiątki starannie ułożonych obok siebie przedmiotów z różnych epok. Była tam między innymi część diorytowego posągu poświęconego bogini Ninsun przez sumeryjskiego króla Szulgiego, ceremonialna głowica maczugi wykonana z kamienia, graniczny kamień 𝘬𝘶𝘥𝘶𝘳𝘳𝘶 z czasów kasyckich, gliniany stożek fundacyjny z budynku w Larsie. Przedmiotom towarzyszyły niewielkie cylindry z opisami w trzech językach…

Pomieszczenie z kolekcją zgromadzoną i opisaną przez Ennigaldi-Nannę uważa się za pierwsze muzeum na świecie.

Nabonid, ojciec Ennigaldi-Nanny, okazał się ostatnim rodzimym władcą starożytnej Mezopotamii. W siedemnastym roku jego panowania armia perska pod wodzą Cyrusa wtargnęła do kraju i podbiła państwo nowobabilońskie.

Gliniany cylinder z Ur służący jako muzealna etykieta
Gliniany cylinder z Ur służący jako muzealna etykieta,
obecnie w zbiorach British Museum

wtorek, 25 lutego 2025

Gwiazda Jerzego

13 marca 1781 roku brytyjski muzyk z zawodu i astronom z zamiłowania, William Herschel, badając małe gwiazdy w gwiazdozbiorze Byka, zauważył wśród nich słabo świecący punkcik. Punkcik wydawał się nieco większy niż sąsiednie. Kiedy Herschel zastosował dwa kolejne, coraz mocniejsze ustawienia teleskopu, wrażenie potwierdziło się. Choć pobliskie gwiazdy niewiele zmieniły wówczas swój wygląd, rozmiar plamki wzrastał proporcjonalnie do powiększenia przyrządu, a jednocześnie stawała się ona bardziej niewyraźna, w przeciwieństwie do nadal ostrego obrazu gwiazd. Tę cechę w obserwacjach teleskopowych miały tylko obiekty znacznie bliższe Ziemi niż gwiazdy: komety i planety. Herschel uznał, że odkryty obiekt to kometa.

Przez następne noce prowadził pomiary mikrometryczne, notując pozycję obiektu w stosunku do pobliskiej gwiazdy. Nie minęło wiele dni, kiedy stwierdził, że obiekt bardzo powoli porusza się względem gwiazd. Porusza się mniej więcej w płaszczyźnie ekliptyki, jak wszystkie planety, i w tym samym kierunku co one. Jak typowe komety. Po miesiącu pomiarów Herschel powiadomił o swoim odkryciu królewskiego astronoma, który z kolei przekazał wiadomość kolegom z Francji. Europejscy astronomowie przeprowadzili własne obserwacje i wkrótce podjęto próby obliczenia orbity nowej komety. Bez powodzenia.

Przyjmowano, że orbita nowego obiektu jest paraboliczna i rzeczywiście dawało się z rozsądnym przybliżeniem dopasować ograniczoną liczbę obserwacji do pewnej paraboli. Jednak po kilku dniach faktyczna pozycja obiektu nie dawała się uzgodnić z obliczoną. Uwzględnienie w obliczeniach nowych pozycji dawało nową parabolę, która po pewnym czasie znów rozbiegała się z obserwowanym położeniem ciała na niebie. Nic dziwnego, gdyż powszechnie uważano, że obiekt jest kometą i w związku z tym zakładano, że jego perihelium (punkt orbity, w którym najbardziej zbliża się do Słońca) nie sięga dalej niż orbita Jowisza. Dla żadnej ze znanych około stu komet perihelium nie wypadało dalej niż pomiędzy orbitami Marsa i Jowisza, a dla większości z nich mieściło się wewnątrz orbity Ziemi. Oba założenia przyjmowane do obliczania orbity nowego obiektu były błędne.

W maju 1781 pewien francuski astronom oszacował, że perihelium nowej komety znajduje się w odległości co najmniej dwunastu promieni orbity Ziemi, czyli za orbitą Saturna, najdalszej z ówcześnie znanych planet. Przyjęta przez niego wartość znacznie zwiększała dokładność dopasowania obliczeń do obserwacji, ale prawdziwego przełomu dokonał Anders Johan Lexell, fińsko-szwedzki astronom i matematyk. Rozwiązaniem była kołowa orbita o promieniu równym około dziewiętnastu promieniom orbity ziemskiej. Obiekt znajdował się dwa razy dalej od Słońca niż Saturn. Ze wszystkich przesłanek stało się jasne, że odkryto nową planetę.

Po kilku miesiącach, kiedy planeta przesunęła się bardziej po niebie, wyznaczono dokładniej jej odległość od Słońca. Niewielkie odchylenia od obliczeń wskazywały, że jej orbita nie jest okręgiem, ale nieznacznie spłaszczoną elipsą. W styczniu 1783, po niemal dwóch latach od pierwszej obserwacji Herschela, zasłużony francuski astronom Lalande ogłosił swoje wyniki obliczeń parametrów eliptycznej orbity nowego ciała niebieskiego.

Kiedy teraz było już pewne, że Herschel odkrył nową planetę, pierwszą planetę od czasów starożytnych, wypadało nadać jej specjalną nazwę. Zaszczyt przypadał oczywiście odkrywcy. Herschel za namową członków Towarzystwa Królewskiego, w tym sir Josepha Banksa, prezesa tej instytucji, nazwał planetę 𝘎𝘦𝘰𝘳𝘨𝘪𝘶𝘮 𝘚𝘪𝘥𝘶𝘴, czyli Gwiazdą Jerzego, na cześć ówczesnego brytyjskiego monarchy, króla Jerzego III. Rok wcześniej władca przyznał Herschelowi 2000 funtów na ulepszenie teleskopów oraz roczną pensję 200 funtów, stawiając jedynie warunek, że ten przeprowadzi się z południowo-zachodniej Anglii w pobliże Windsoru, żeby rodzina królewska mogła czasem popatrzeć sobie przez teleskopy, oprowadzana przez słynnego astronoma. Nazwa „Gwiazda Jerzego”, jak łatwo można było przewidzieć, nie spodobała się na kontynencie. Lalande proponował, żeby planetę nazwać na cześć odkrywcy: Herschel. Daniel Bernoulli, znany fizyk i matematyk, podsuwał nazwy opisowe: Transaturnis (Poza-Saturn) oraz Hypercronius (Nad-Kronius, Kronos to grecki odpowiednik rzymskiego Saturna). Inni astronomowie europejscy zwracali uwagę, że nazwy wcześniej znanych planet: Merkury, Wenus, Mars, Jowisz i Saturn, stanowią bez wyjątku imiona antycznych bóstw. Nową planetę proponowano więc nazwać Minerwą, Astreą, Cybele… Pojawiła się też propozycja „kompromisowa”: „Neptun Jerzego III” lub „Neptun Wielkiej Brytanii”, co miało upamiętniać zwycięstwa floty brytyjskiej nad zbuntowanymi koloniami amerykańskimi.

W Wielkiej Brytanii obstawano przy Gwieździe Jerzego, we Francji przeważnie nazywano planetę Herschelem… Aż wreszcie berliński astronom Johann Bode (znany z prawa Titusa-Bodego), podsunął inną nazwę. Skoro ojcem rzymskiego boga Jowisza (piąta planeta od Słońca) był Saturn (szósta planeta), więc sensownie byłoby, gdyby następna, siódma planeta nosiła imię tego, kto był ojcem Saturna. Bode nową planetę nazwał Uranus, zlatynizowanym imieniem greckiego Uranosa, ojca Kronosa-Saturna i dziadka Zeusa-Jowisza. Nazwa Uran szybko zdobywała sobie popularność. Maximilian Hell, dyrektor obserwatorium w Wiedniu, używał jej w swoich wydawanych corocznie tablicach astronomicznych, niemiecki chemik Martin Klaproth w 1789 w nawiązaniu do nazwy nowej planety nadał odkrytemu przez siebie pierwiastkowi nazwę uranium. Stopniowo używaną powszechnie na kontynencie nazwę nowej planety przyjmowali również Brytyjczycy. Ostatnie skapitulowało Biuro Almanachu Nawigacyjnego Jej Królewskiej Mości, które przyjęło nazwę „Uran" w roku 1850.

środa, 12 lutego 2025

Uciekający mąż

Tak jak dziś, również w starożytności uważano za oczywiste, że mąż i żona powinni być razem. Niekiedy, gdy stroną zawieranego małżeństwa był kupiec, często wyjeżdżający na długi czas z domu, przezornie zapisywano wprost w umowie prawo męża do zabierania ze sobą żony z jej rodzinnego miasta:

Anah-ili dał swoją córkę za żonę Ṭab-silli-Aszurowi. Może on ją zabrać ze sobą, dokąd zechce.

Lub też starano się nałożyć na męża obowiązek zabierania żony ze sobą:

Aszur-malik poślubił Suhkanę, córkę Iram-Aszura. Dokądkolwiek uda się Aszur-malik, weźmie ją ze sobą.

Nie wiemy, jak wyglądała umowa ślubna wiążąca kupca Enna-Sina z jego żoną Isztar-nadą, ale w ich małżeństwie najwyraźniej nie układało się dobrze. Enna-Sin często podróżował w interesach po Anatolii, a podążająca za nim żona bezskutecznie usiłowała do niego dołączyć i słała listy przez posłańca…

Powiedz Enna-Sinowi: tak (mówi) Isztar-nada:
Zostawiłeś mnie w Buruszhattum (300 km na zachód od głównej faktorii handlowej w Kanesz) i tam uciekłam z rąk śmierci, ale ty o mnie nie dbasz! Przybyłam tutaj, a w Kanesz mnie upokorzyłeś i przez cały rok nie pozwoliłeś mi przyjść do swego łoża. Napisałeś do mnie z Timilkii (na głównym szlaku do Aszur, 200 km na płd.-wsch. od Kanesz): „Jeśli tu nie przybędziesz, nie jesteś już moją żoną! Sprawię, że potrwa to dla ciebie jeszcze dłużej niż w Buruszhattum”. Z Timilkii udałeś się do Kanesz, (mówiąc) tak: „Wyjadę w ciągu piętnastu dni (aby przybyć do ciebie)”. Ale zamiast piętnastu dni zostałeś tam rok! Z Kanesz pisałeś do mnie: „Przyjedź do Hahhum!”. Dziś mieszkam w Hahhum (100 km na płd.-wsch. od Timilkii, 300 km od Kanesz) od roku, a ty w swoich przesyłkach nawet nie wspomniałeś mojego imienia! Wszyscy twoi współpracownicy, którzy tam mieszkają, widzieli moje (długie samotne) dni…

Teksty tabliczek wg Cécile Michel, „Women of Assur and Kanesh: Texts from the Archives of Assyrian Merchants”; oraz tejże „Femmes au foyer et femmes en voyage” [w:] „Voyageuses, Clio, Histoires, Femmes et Société”, 28/2008.

czwartek, 6 lutego 2025

HAL 9000: Daisy, Daisy…

W poruszającej scenie filmu „2001: Odyseja kosmiczna” astronauta David Bowman wysuwa z panelu i tym samym wyłącza kolejne moduły inteligentnego, samoświadomego komputera pokładowego HAL 9000, jeden po drugim. Gdy Bowman to robi, HAL traci pamięć, zresetowany do stanu po uruchomieniu do eksploatacji:

HAL: Dzień dobry, panowie. To ja, komputer HAL 9000. Uruchomiono mnie w zakładach HAL w Urbanie, w stanie Illinois, 12 stycznia 1992. Instruował mnie pan Langley, który nauczył mnie piosenki. Jeśli chcesz, mogę ci ją zaśpiewać.

Bowman: Chętnie posłucham, Hal. Zaśpiewaj.

HAL: Ma tytuł „Daisy”.

HAL zaczyna śpiewać popularną niegdyś piosenkę „Daisy Bell”, coraz wolniej i niewyraźniej, gdy jego świadomość ulega stopniowemu rozpadowi:

Daisy, Daisy,
Nie mów mi, proszę, nie.
Bliski obłędu jestem,
Miłość dopadła mnie.

Pierwsze w historii komputerowe zsyntetyzowanie głosu ludzkiego miało miejsce w roku 1961 i była to ta sama piosenka, zaprogramowana przez Johna Kelly’ego i Carol Lockbaum, z muzycznym akompaniamentem Maksa Mathewsa, pioniera muzyki komputerowej. Wykonywał ją komputer mainframe IBM 7094 w Bell Laboratories w Murray Hill.

Prace koncepcyjne nad filmem „2001: Odyseja kosmiczna", który wszedł na ekrany kin w roku 1968, rozpoczęto w 1964. Współpracujący z Kubrickiem nad scenariuszem autor fantastyki Arthur C. Clark miał znajomego pracującego w Bell Laboratories i kiedy go odwiedził, miał okazję wysłuchać tego wykonania komputerowego na żywo. Był pod takim wrażeniem, że wykorzystał pomysł w scenariuszu filmu i w swojej stworzonej równolegle powieści.

niedziela, 26 stycznia 2025

Kiedy nie masz co na siebie włożyć…

Podczas wykopalisk prowadzonych pod koniec XIX w. w sumeryjskim mieście Nippur, w południowej Mezopotamii, znaleziono między innymi dwanaście zapisanych pismem klinowym glinianych tabliczek, opatrzonych pieczęcią Naramsina. Król Naramsin żył w XXIII w. p.n.e., był wnukiem Sargona Wielkiego, założyciela dynastii akadyjskiej, twórcy pierwszego w dziejach wielkiego imperium, obejmującego całą Mezopotamię aż po Morze Śródziemne. Toczył liczne wojny, znacznie poszerzył granice odziedziczonego państwa i jako pierwszy w dziejach przyjął tytuł „króla czterech stron świata”.

Między dwunastoma glinianymi tabliczkami znaleziono jedną odmienną, bardzo nietypową i tajemniczą. Podczas pospiesznej inwentaryzacji znalezisk, dokonanej przed odczytaniem ich treści, uznano ją za „kamienną tabliczkę astronomiczną”. Była wykonana z białego marmuru.

Zwykłe dokumenty do codziennego użytku spisywano na tabliczkach z gliny, nawet korespondencję dyplomatyczną prowadzono na glinianych tabliczkach, których treść odczytywał poseł. W kamieniu ryto sceny i towarzyszące im teksty na stelach zwycięstwa (stela Naramsina), obowiązujące w całym państwie prawa (późniejsza stela Hammurabiego), z kamienia były wykonane opatrzone tekstem stele graniczne, zwane kudurru. Ta tabliczka była jednak dokumentem prywatnym. Jej tekst, napisany po akadyjsku, zawiera liczne wtręty w języku Hurytów, którzy zamieszkiwali region gór Zagros i mieli własne państwo w północnej Mezopotamii. Również imiona nadawcy i odbiorcy są huryckiego pochodzenia, co wskazuje na to, że zapewne tabliczka powstała poza Nippur. Być może odbiorca był możnym Hurytą zamieszkującym Nippur? Niewykluczone, że był on więzionym w Nippur jeńcem wojennym. Albo może oboje z nich?

Tabliczka zawiera listę sztuk odzieży, które pewna dama imieniem Tupin przekazuje mężczyźnie imieniem Sebrin-ipri. Na eleganckiej białej marmurowej tabliczce spisano ogółem 92 (dziewięćdziesiąt dwie) sztuki ubiorów przekazane w podarunku.

sobota, 18 stycznia 2025

Kostki z Harappy

terakotowa kostka z Harappy, muzeum w Lahore, Pakistan
Terakotowa kostka z Harappy, muzeum w Lahore, Pakistan

Jedną z najwcześniejszych cywilizacji, współczesną kulturom starożytnego Egiptu i Mezopotamii, była cywilizacja doliny Indusu. Po swoim upadku pozostawała nieznana przez stulecia, dopiero w latach 20. XX wieku odkryto dwa duże ośrodki miejskie ze szczytowego okresu jej rozwoju, ok. 2600–1900 p.n.e.: Harappę i Mohendżo Daro. Otoczone murami z cegieł, z regularną zabudową ceglanych domów wzdłuż szerokich ulic, z budowlami użyteczności publicznej, systemami zaopatrzenia w wodę, łaźniami i z pierwszą na świecie kanalizacją miejską. Podczas wykopalisk znaleziono w tych indyjskich miastach ponad dziesięć tysięcy przedmiotów, jak narzędzia z miedzi i brązu, naczynia, figurki, pieczęcie i tabliczki z nieodczytanym do dziś pismem, wagi i odważniki, biżuterię i zabawki dla dzieci. Wśród nich były także wykonane z wypalonej gliny sześcienne kostki do gry.

Kostki z Mohendżo Daro i Harappy od współczesnych kostek do gry różnią się przede wszystkim rozmiarem. Obecnie najczęściej używa się kostek o boku 1,6 cm, ale tak małe byłoby trudno robić ręcznie z gliny. Starożytne kostki mierzą od 3 do 4 cm, pokazana na zdjęciu ma rozmiary 3,2×3,2×3,2 cm.

Oprócz rozmiarów i materiału, z których je wykonano, kostki ze starożytnych miast doliny Indusu różnią się od dzisiejszych jeszcze dwiema cechami. Trzy oczka, zagłębienia na jednym z boków, oznaczające wynik „3”, ułożono w trójkąt równoboczny, podczas gdy obecnie zwykle ułożone są w jednej linii, po przekątnej.

Inne jest także rozłożenie oczek na ściankach: na używanych dzisiaj kostkach suma wyników z przeciwległych ścianek zawsze równa się 7 (tj. 1 i 6, 2 i 5, 3 i 4), podczas gdy na kostkach z Mohendżo Daro i Harappy na przeciwległych ściankach występują parami kolejne liczby: 1 i 2, 3 i 4, 5 i 6.

niedziela, 5 stycznia 2025

Czy wyrzekasz się Szatana?

Wolter, racjonalista walczący z obskurantyzmem, przesądami i fanatyzmem, krytykował Kościół i wszelkie instytucjonalne religie, w których dostrzegał przyczyny nietolerancji i prześladowań. Błyskotliwy polemista, znany z ciętego języka, nic dziwnego, że stał się bohaterem licznych anegdot. Ponoć kiedy w wieku 83 lat spoczywał na łożu śmierci, zaszedł do niego ksiądz, który usiłował nakłonić go do pokuty i nawrócenia się:

— Czy wyrzekasz się Szatana i wszelkich spraw jego?

Na co Wolter:

— To nie pora, by przysparzać sobie nowych wrogów.